sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 11

* NOTKA NA POCZĄTEK: Nie mamy nic do Courtney. Jasne, shippujemy Raurę, ale szanujemy Court i jej imię/postać jest użyta po prostu dla wzbogacenia opowiadania. Rozdziały z nią nie będą miały na celu obrażania czy wyśmiewania jej, mimo że nie jest tu postacią do końca pozytywną.*

- Może coś przekąsimy? Wieki nie miałam w żołądku niczego jadalnego. - Westchnęła Courtney i wyrzuciła do śmieci paczkę po starych chipsach. - Niestety, sława nie pozwala mi na cywilizacyjne, że tak powiem, życie.
Laura zmarszczyła brwi i spojrzała z ukosa na brunetkę. Rydel wydęła usta i zmieszana potruchtała do kuchni przygotować jakiś posiłek. Ross natomiast stał z głupim uśmieszkiem niepewnie ściskając dłoń Laury.
- Sławy? Kim jesteś, jakąś tancerką klubową czy coś w tym stylu? Bo nie słyszałam o tobie. - Wzruszyła ramionami Laura rozsiadając się na kanapie. Blondyn spojrzał zdziwiony na Laurę.
- Jestem MODELKĄ. - warknęła, po czym uśmiechnęła się słodko. - Sesje zdjęciowe zajmują dużą część mojego życia. Pracowałam dla Nike'a, Chanel oraz kilku mniej znanych marek. Jednak czego się nie robi, by troszkę zarobić, prawda? - zmierzyła wzrokiem Laurę i jej dziurawe trampki.
Chwilę potem do pokoju weszła Rydel trzymając tacę z parującymi herbatami. W ostatniej chwili uratowała jedną przed wypadkiem parząc przy tym dłoń. W Laurze tymczasem się gotowało.
- Nie przypominasz modelki. - stwierdziła - Chociaż... Pozujesz jako anorektyczka? Albo reklamujesz szampon regenerujący przed rozpoczęciem kuracji?
Ross usiadł obok Laury wpatrując się w nią z pełnym opanowaniem. Gdy chciał upomnieć dziewczynę, do domu zawitał Ell. Ugryzł się w język i czekał na dalszy rozwój wydarzeń.

*

- Coś cię boli? - zapytał Ell widząc Rydel, która okładała rękę lodem. Dziewczyna skrzywiła się jeszcze bardziej.
- Herbata mnie zaatakowała. Planowała ucieczkę, ale w ostatniej sekundzie ją powstrzymałam. A zaraz umrę z bólu. - Zamknęła zamrażalnik i wrzuciła pudełko po lodzie do zlewu. Ellington chwycił blondynkę za zdrową dłoń i ucałował ją lekko.
- Nie wierzę ci. Nikt nie miałby odwagi, a tym bardziej chęci, by od ciebie uciekać. - zaświergotał.- A jeżeli znajdują się jeszcze tacy buntownicy, to myślę że powinniśmy czym prędzej zapieczętować nasz związek małżeństwem, zanim coś bądź ktoś zabije cię bólem.
- Zabije bólem? Co ty miałeś z angielskiego? - Dziewczyna parsknęła śmiechem krzyżując ręce na piersi. Ell wyciągnął z kieszeni zgniecioną ulotkę, a Rydel uniosła brwi. Dłuższą chwilę zajęło mu doprowadzenie jej do porządku.
- Jakaś babcia poprosiła mnie o podwózkę. Jej rodzina prowadzi jedną z najbardziej prestiżowych organizacji ślubnych. Jak słyszała jak o tobie opowiadam to uznała, że to jest prawdziwa miłość czy coś tam., no i dała mi -50% na organizację u nich ślubu. - powiedział, a Delly oczy rozbłysły. - Zobacz, możemy się hajtnąć nawet w zamku! Alb...
Ell nie zdążył dokończyć. Rydel rzuciła mu się na szyję, a chłopak przyciągnął ją bliżej i uśmiechnął się. Cholera, ja to dopiero mam szczęście.

*

 Rydel poinformowała narzeczonego, że pójdzie jeszcze po ciastka z szafki i zaraz dojdzie do reszty. Ellington skierował się do salonu i przywitał Laurę pocałunkiem w policzek, co już skomentowała Courtney.
- Mój chłopak, już by zrobił z takim zachowaniem porządek.- Zarzuciła włosy na plecy.
- Nie przesadzaj, Ross nie może być zazdrosny o przyszłego szwagra!- Marano skrytykowała uwagę i powoli traciła cierpliwość do gościa Lynch'ów.
- Tak, czy inaczej mój by zwrócił uwagę.
- ,,Tak, czy inaczej mój by zwrócił uwagę".- Brunetka przedrzeźniła Court i przewróciła oczami. Zaraz po tym poczuła szturchnięcie przez Rossa, który szepnął, aby przestała. Co jeszcze bardziej zdenerwowało dziewczynę.
- Kochanie, odprowadzisz mnie potem do domu?- Lau wtuliła się w bok blondyna.
- Mam trochę rzeczy do zrobienia, al...
- Mój chłopak odprowadza mnie mimo wszystko.- Przerwała mu Courtney i upiła herbatę.
- Pewnie dlatego, żebyś trafiła do tego psychiatryka.- prychnęła Laura.
- Lau, proszę cię, przestań.- ponowny szept blondyna.
Ratliff siedział i zakrywał usta dłonią, aby nie wybuchnąć głośno śmiechem. Nie miał pojęcia, dlaczego Laura jest taka wredna dla Courtney, dlatego siedział cicho i czekał na więcej "rozrywki". Marano nie wytrzymała i wstała z kanapy, ruszyła z kubkiem do kuchni i niby niechcący potknęła się, a zawartość naczynia wylądowała na nowo poznanej dziewczynie.
- Czy ty do końca oszalałaś?!- krzyknęła Eaton.
- Następnym razem uważaj z kim zadzierasz, kochana.- Laura skrzyżowała ręce i uśmiechnęła się zwycięsko, Ell nie wytrzymał i po całym salonie rozniósł się jego donośny śmiech. Ross rozszerzył oczy i krzyknął, aby Rydel przyniosła jakiś ręcznik, a Laurę pociągnął za rękę do swojego pokoju.
- Mogę wiedzieć o co ci chodzi? Dlaczego jesteś taka chamska?
- Czy ty nie widzisz jej zachowania?! Nie słyszysz tego przechwalania się i pokazywania, że jest najlepsza? Może ciebie to nie wkurza, ale ja nie mogę ignorować takiego traktowania!- brunetka krzyknęła i skrzyżowała ręce.
- To nie znaczy, że masz wylewać na nią gorącą herbatę! Przedrzeźniać i cholera, wie co jeszcze! - Ross wrzasnął i uniósł ręce do góry.
- Ja chciałam po prostu dobrze! Chciałam odegrać tą rolę najlepiej jak potrafię, ale nie mogę gdy ktoś jest taki w stosunku do mnie! Nie możesz po prostu tego docenić albo postawić się w mojej sytuacji?! To nie po tobie ciągle jeździła! Po prostu proszę cię o zrozumienie, chociaż tego też pewnie nie potrafisz zrobić.- Laurze zaszkliły się oczy, pierwszy raz patrzył na nią z taką złością, pierwszy raz tak na nią krzyczał.
- I tu masz rację, nie potrafię tego ogarnąć, ona tylko wyrażała swoje zdanie, a ty naskakiwałaś na nią! Jesteś żałosna, tyle ci powiem.
- Ja jestem żałosna? To ty, jesteś żałosny! Jesteś dalej nią zaślepiony, pewnie dalej coś do niej czujesz.- prychnęła.- Czyli, co? Nasłuchałeś się historyjek od Vanessy, jaka to jestem beznadziejna? Że mam tylko jednego przyjaciela i wziąłeś mnie na litość?- Laurze łzy spływały po policzkach.- Powiem ci, że Ansel pokochał mnie taką jaką jestem, mimo że coś mi nie wychodziło wspierał mnie i próbował wszystko odkręcić. A ty, ty pojawiłeś się i spieprzyłeś wszystko.- Brunetka ruszyła w stronę drzwi, kiedy zadzwonił jej telefon. Po krótkiej rozmowie, rozpłakała się jeszcze bardziej i chwyciła za klamkę, lecz zatrzymał ją głos Rossa.
- Kto dzwonił i gdzie idziesz?
- Nie twój interes.- burknęła pod nosem.
- Gdzie idziesz, Laura.
- Do szpitala, dzwoniła Esther, coś z Anselem.- otworzyła drzwi, a blondyn złapał ją za ramię.
- Zawiozę cię, poczekaj.
- Nie chcę cię znać, Lynch.- Laura wyrwała mu się z uścisku i wybiegła z pokoju, i biegiem ruszyła w stronę szpitala.


Ross chwile po niej wyszedł z pokoju, pod którym stał Ell.
- Podsłuchiwałeś?- spytał blondyn, po czym przeczesał włosy.
- Wszystko słyszałem. Jedź za nią, stary.- brunet poklepał przyjaciela po ramieniu i poszedł w stronę jego i Delly pokoju. Zszedł na dół i słyszał krzyki dochodzące z kuchni, po cichu podszedł i stanął w progu, i zaczął nasłuchiwać.
- Ta dziewucha, jest jakaś psychiczna!- wrzasnęła Court, czyszcząc ubrudzone ubrania.
- Nie mów tak o Laurze.- powiedziała blondynka podając jej kolejny ręcznik do wytarcia.
- Żartujesz sobie, Rydel? Jak mam mówić o świrusce, która zniszczyła moją ulubioną bluzkę i była dla mnie taka bezczelna.
- Sama nie zachowywałaś się dobrze, w jej stosunku, więc dostałaś za swoje.- Delly wzruszyła ramionami i delikatnie się uśmiechnęła, cieszyła się że ktoś w końcu pokazał Eaton, że nie jest królową świata.
- Bo ja mogę. Jak Ross mógł polecieć na taką dziwaczkę.
Blondyn przysłuchując się temu wszystkiemu, pożałował kłótni z Laurą. Pożałował, że nie zauważył racji brunetki. Pożałował wypowiedzianych słów do niej. Oh, na jakiego on idiotę wyszedł! Nabuzowany emocjami, wkroczył do kuchni.
- Nie mów tak o mojej Laurze. Ona jako moja przyjaciółka potrafi dać mi wiele, ty jako dziewczyna nic nie byłaś w stanie dla mnie poświęcić, dla ciebie ważniejsze były jakieś durne sesje, niż ja. I teraz zdziwienie, bo Lau nie jest moją dziewczyną? Nie obchodzi mnie to, że miałaś rację, bo nikogo po tobie sobie nie  znalazłem, ale jak już znajdę na pewno to będzie o wiele lepsza osoba od ciebie. A teraz wybaczcie, ale muszę jechać starać się o wybaczenie u świetnej dziewczyny, z której powinnaś brać przykład, Eaton.- obrzucił ją ostatnim, pełnym negatywnych emocji spojrzeniem i wyszedł z domu do garażu. Wsiadł do samochodu i ruszył w stronę szpitala w centrum, myśląc co powiedzieć Laurze.

*
 *wcześniej*
- Ten film był ge-nial-ny. - krzyknęła Esther wychodząc z sali kinowej. - Nigdy nie widziałam czegoś takiego. A ten facet to dopiero fajny koleś. - Rozmarzyła się.
- Niby czemu? Bo kupił jej chomika? - skrzywił się Ansel cały czerwony na twarzy.
- Bo uratował jej życie? - Blondynka spojrzała na chłopaka, który wyglądał jakby spalił się na słońcu. - Coś ty taki kolorowy? Zawstydziłeś się czy co?
Ansel podparł się o pufę stojącą przy przejściu do toalety i niepokojąco się zachwiał.
- Jak... jaką colę zamówiłaś?
- Normalną, a co? - Esther podeszła bliżej gotowa do złapania gibiącego się chłopaka, jednak ten ze śmiechem złapał ją za dłoń.
- Nic, nic. Myślałem, że dostałem atak, ale chyba nic z tych rzeczy.
Esther stanęła wryta i poczekała aż chłopak zauważy, że ta za nim nie idzie. Brunet zmierzył ją pytającym spojrzeniem.
- Jaki atak? Jesteś chory? Czemu nic nie mówiłeś? Mogłam cię zabić? Wszystko już ok? Nie masz mdłości? Nie chce ci się wymiotować? Jeny, jaka jestem głupia. Co ci? - Niekończący się potok słów wypłynął z ust dziewczyny. Ansel zerknął na zmartwioną blondynkę i fala ciepła zalała jego ciało.
- Po prostu mam niezbyt poważną nietolerancję glukozy. Nie cukrzycę, nic z tych rzeczy.
- Niedocukrzenie, tak? Czytałam o tym. Ale i tak mogłam coś ci zrobić. Dlaczego nic nie mówiłeś?! Chcesz żebym cię zabiła? Nie stać mnie na pogrzeb ani na trumnę, co ty sobi... - Dziewczyna zamilkła widząc twarz Ansela, która niebezpiecznie blisko się do niej zbliżyła.
Chłopak z całych sił zapragnął uciszyć Esther w tylko sobie znany sposób, jednak nagły ucisk w sercu uniemożliwił mu to. Zgiął się w pół i film mu się urwał. Blondynka zakryła dłonią usta. Odzyskując chwilowo świadomość, czym prędzej złapała za telefon.
- Mówi Esther Matthews, chłopak z atakiem hipoglikemii zemdlał i nie oddycha. Proszę przyjechać pod kino przy placu głównym.

__________
hejeczka ❤
co tam u was słychać?
Ogólnie znowu troszkę nas nie było, więc z całego serduszka przepraszamy
ale pewnie teraz rozdziały będą tak dodawane przez nadmiar nauki ehh
kochamy was mocniutko, wysyłamy buziaczki
zapraszamy do komentowania! ❤




wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 10

- To co, będziemy tak tu siedzieć i się nad sobą użalać? - zapytał po długiej chwili ciszy Ell. Widział, jak Laurze w oczach stają łzy i nie chciał dopuścić do ich wylewu. Dziewczyna nie odrywała wzroku od krańca stołu. Intensywnie nad czymś myślała.
- Przepraszam, jestem beznadziejna - mruknęła po kilku minutach milczenia.
Ell jęknął mimowolnie, widząc Laurę u dosłownym skraju wytrzymałości. Chciał jakoś pomóc, ale nie wiedział jak. Nie znał się zbytnio na kobietach. Gdy na jej zaczerwienionych policzkach zobaczył małe strugi łez, postanowił spasować. Wybiegł z kawiarenki wybierając numer do Rikera.
- Stary, dziewczyna mi tu płacze, co ja mam zrobić?! - Złapał się za głowę.
- Jaka znowu dziewczyna? Od kiedy to Rydel płacze? - Riker był wyraźnie zdziwiony.
- No chodzi mi o Laurę.
W słuchawce nastała chwila ciszy.
- Zaraz będę. Gdzie jesteś?

*

Jesteś żałosna.
Jesteś tępa.
Jesteś głupia.
Nikt cię nie kocha.
Wyliczankę Laury przerwał dźwięk dzwoneczka, oznajmiającego, że ktoś przekroczył próg kawiarni.  Gdy zobaczyła siadającego przed nią Rikera, pospiesznie otarła łzy rękawem. Chłopak siedział w ciszy tak długo, póki Laura nie zdecydowała się na rozmowę. A trochę to trwało.
- Coś się stało? - zapytała łamiącym się głosem. Odchrząknęła.
- Ty mi powiedz.
Laura westchnęła i wzięła łyk napoju.
- Takie tam babskie problemy. To tylko moje chore przewrażliwienie. - dodała, kiedy blondyn uniósł pytająco brwi.
- Chodzi o to, że przyszliśmy? Sorry, chcieliśmy dobrze.
- Nie. - Głos znów niepokojąco jej zadrżał.
- Laura. - Riker nie dawał za wygraną. Zrozpaczona brunetka nawet nie spostrzegła, że w drzwiach zawitał pewien blondyn.. Gdy spojrzała w surowe oczy Rikera, wszystkie uczucia ją opuściły.
- To tylko i wyłącznie moja wina. - załkała, wsadzając sobie pięść do ust, by stłumić szloch. Po chwili dodała:
- Rodzice zawsze za wiele się po mnie spodziewali. Od urodzenia byłam do kitu. Oh, Vanessa umie to, robi tamto, pracuje nad tym. A Laura, Laura wciąż żyje. - prychnęła. - Oh, patrz ile Vanessa ma przyjaciół. A z tobą Ansel ledwo wytrzymuje. - Ostatnie słowa wręcz wypiszczała. - Zostaw te książki, zostaw laptop, zostaw to cholerne pisanie piosenek. Zajmij się czymś realnym. Przestań myśleć tylko o sobie. Vanessa, pomóż jej, bo nie potrafi porządnie obrać ziemniaka. - Schowała twarz w dłoniach. - Nie chodzi o to, że mnie nie kochają. Na pewno kochają, ale na swój sposób. - dodała niezbyt przekonana.
- Laura...
- Nie, to naprawdę nie wasza wina. - Złapała Rikera za nadgarstek. - To wspaniałe, że tak o mnie dbacie. Nie jestem tego warta. Szczególnie Rossa. Za bardzo się dla mnie poświęca.
Wytarła zapuchnięte oczy, a na jej dłoniach pozostał cały poranny makijaż. Ledwo zauważyła, jak siada obok niej Ross.
- Każdy okazuje uczucia inaczej. - Podał Laurze chusteczkę. - Założę się, że chcieli cię tym po prostu zmotywować do działania.
- Gdyby mnie znali, to wiedzieliby, że takie zachowanie prędzej wpędzi mnie do grobu niż zmotywuje. - Laura uspokoiła się ostatkami sił.
- Moim zdaniem to niesprawiedliwe, że tak traktują Lau. - Wtrącił się znikąd Ellington.
- Z naszymi rodzicami też było różnie. - upomniał go Riker. - Dobra. Wracamy? - Spojrzał wyczekująco na brunetkę. - Vanessa została sama.
Szli w milczeniu. Prawdopodobnie chcieli pozostawić Laurę samą ze swoimi myślami. Nie był to dobry pomysł. Nieustanne myślenie nie jest dobre dla nikogo.
Brunetka wlokła się kilka metrów za chłopakami, nie chciała wracać. Już wolałaby pobiec w totalnie innym kierunku, ale wiedziała, że chłopcy i tak, i tak ją dogonią. Wpatrzona w swoje stopy nie zwróciła nawet uwagi, jak Ross odłączył się od Ella i Rikera i szedł w jej stronę, w pewnym momencie stanął i czekał. Brunetka nie patrząc przed siebie, wpadła na niego i dopiero wtedy zaczęła zwracać uwagę na otaczający ją świat. Spojrzała w górę i natrafiła na jego radosne oczy, pokiwała głową na nie i spuściła wzrok w dół. Blondyn przewrócił oczami, zdjął z siebie bluzę i założył jej na ramiona i pocałował ją w czubek głowy.
- Nie jest zbyt ciepło, a ty w samej piżamie. Jeszcze mi się przeziębisz.-Powiedział zmartwiony i  delikatnie za brodę podniósł jej głowę, i szeroko się do niej uśmiechnął.
- Przepraszam, Ross. Wiesz za ten dzisiejszy poranek.
- Ej, mała. Spokojnie. Zapomnij o tym, poza tym nic wielkiego się nie stało.- Rozłożył ramiona i w jednej chwili poczuł jak Laura delikatnie wtula się w niego, a on przygarnął ją do siebie mocniej. Całej akcji przyglądała się reszta towarzyszów.
- Daję 60 dolców, że za niedługo, będą razem.- Szepnął Ell i wyciągnął dłoń do Rikera,
- Umowa stoi.- Blondyn uścisnął rękę i drugą ręką przeciął je na znak zakładu.
Żeby nie było, że znowu interesują się nie swoimi sprawami odwrócili się i ruszyli w stronę najbliższej ławki.
Wracając do pary przyjaciół, którzy stali przytuleni na środku chodnika. Laura powstrzymywała łzy, lecz nici z tego, Ross poczuł coś mokrego na koszulce i odsunął się do niej. Wziął jej twarz w dłonie i delikatnie się uśmiechnął, kciukiem wytarł małe łzy na policzkach.
- Nie wiedziałem że jesteś tak emocjonalną dziewczyną.- Zaśmiał się i spojrzał w jej brązowe oczy.- Jesteś taka piękna, Lauro. Szkoda twoich łez, dlatego nie płacz, księżniczko. Ja wiem, cała sytuacja cię przerasta. Nie powinienem się wtrącać, przepraszam, zgłosiłem się bo chciałem ci pomóc. Ale teraz wrócimy do twojego domu i jak chcesz, to ja im powiem jak jest naprawdę.
- Nie, Ross. To wszystko tyczy się mnie, ja im wszystko powiem. Ale dziękuje za twoje chęci, ogromnie je doceniam.
Blondyn uśmiechnął się i objął dziewczynę ramieniem i skierowali się do chłopaków. Szli opowiadając przeróżne śmieszne historie, by w jakiś sposób poprawić Laurze humor. Teraz brunetka doceniła ich wszystkich. Ellington wysłuchał uważnie jej historii, Riker rzucił wszystko by przyjechać i zobaczyć co z nią. A Ross ciągle jest przy niej. Te wszystkie rzeczy robi tak dużo osób, a kiedyś robił to tylko Ansel. Co wieczór przychodzi do niej i opowiada jaki to super dzień spędził z Esther. Była zazdrosna, przecież to JEJ najlepszy przyjaciel. Ale wiedziała, że musi dać mu odetchnąć, niech poznaje nowych ludzi, dzięki blondynce on jest taki pełny energii. Tęskni za nim, ale nie przyzna się do tego, wstydzi się wyznawania swoich uczuć. Nim się zorientowała, byli już pod jej domem, westchnęła i złapała Rossa za rękę. Weszli do środka, a Laura z blondynem szli przodem. Gdy przekroczyli próg, brunetka nie wiedziała co ze sobą zrobić, czy uciec ale Ross mocniej ścisnął jej dłoń. Pozostaje powiedzieć prawdę, dam radę, przecież to banalne. Głośno westchnęła. co spowodowało, że wszyscy zwrócili na nią uwagę. Świetnie.
- Laura, słonko. Czy wszystko dobrze?- Ellen chciała ją przytulić, lecz ona wtuliła się w bok chłopaka.
- Nie, znaczy tak. Nie wiem.- skup się, Laura. Skup się!- Muszę wam coś powiedzieć. Wiem, rano przegięłam. Ale teraz chce wam wszystko wyjaśnić.- na chwilę przerwała i spojrzała po wszystkich.- Tak, Ross i ja jesteśmy parą.
Riker upuścił telefon.
Ellington siedział z otwartą buzią.
Ellen się popłakała.
Damiano podszedł do barku po alkohol, by uczcić święto.
Vanessa siedziała z chytrym uśmieszkiem, bo wiedziała że siostra pójdzie na taki plan.
A Ross stał z szerokim uśmiechem, nie wiedząc jak na to zareagować.
- Lau, czy my możemy pogadać na osobności?- wymówił przez zęby i szybko pociągnął brunetkę do jej pokoju. Wpuścił ją do środka i zamknął drzwi.
- Co ty sobie wyobrażasz, Laura no! Myślałem, że powiesz im prawdę! Mogłaś mnie uprzedzić! Nie wiem co ja mam teraz robić, jak się zachowywać! Co jeśli twój ojciec mnie nie polubi?! Co ja pocznę, co ja pocznę?- Ross kręcił się po pokoju, a brunetka jeździła za nim wzrokiem.- Niefajne zagranie, Laura. Niefajne! Może ja nie mam ochoty tego robić? Hm?
- Ale, Ross...
W tym momencie zaczął dzwonić telefon blondyna, burknął chwila i odebrał.
- No co jest, Rydel... No, u Marano, a co?... Co ty wygadujesz? Dobra. Coś wymyśle, siemka.
Chłopak zaśmiał się nerwowo, przeczesał włosy i schował ręce do kieszeni, Spojrzał w dół i zaczął kręcić kółka stopą po podłodze.
- Słuchaj Laura, heh. Jest sprawa.- zarumienił się i usiadł obok niej na łóżku.
- Dowiem się o co chodzi?- spojrzała na niego wyczekująco.
- Że tak powiem, odwołuje moje poprzednie słowa i pójdziemy na chwilę do mnie?- uśmiechnął się do niej i złapał za dłoń, nie czekając na jej odpowiedź, niezauważalnie wyszli z jej domu i ruszyli w stronę posiadłości Lynch'ów.
- Powiesz mi o co chodzi? O czym gadałeś z Rydel?
- Przyjechała do nas znajoma Rydel i moja była dziewczyna. Zerwaliśmy ponad rok temu, powodów jest masa, ale powiedziała mi, że po niej żadnej nie znajdę, że ona jest najlepsza, ale chyba najlepsza we wkurzaniu, ups.- Laura zaśmiała się pod nosem, a on jej zawtórował.- Śmiej się, śmiej. Ale chcę byś udawała przed nią moją dziewczynę, jasne?
- ''Nie wiem co ja mam teraz robić, jak się zachowywać!"- brunetka zaczęła go przedrzeźniać.
- Laura.
- "Co ja pocznę, co ja pocznę?"
- Lau.
- "Niefajne, zagranie Ross. Niefajne!"
- Laurusiu.
- "Może ja nie mam ochoty tego robić? Hm?"- Laura skrzyżowała ręce i próbowała nie wybuchnąć śmiechem.
- Rozumiem już, mam za swoje!
- Oj, głuptasie. Coś za coś, więc poudaje twoją dziewczynę.- pocałowała go w policzek i złapała za rękę, skręcając na ich działkę.
Przekroczyli próg domu i skierowali się do kuchni, gdzie siedziały dziewczyny.
- Cześć, wam.- Ross zwrócił na siebie uwagę, a zaraz po tym jego była rzuciła mu się na szyje, nie zwracając najmniejszej uwagi na złączone dłonie przyjaciół. W tej chwili Laura przekazała blondynce o ich planie, a ona szeroko się uśmiechnęła, pokazując kciuk w górę, że rozumie. Brunetka zgrywając zazdrosną dziewczynę, głośno chrząknęła i odsunęła nieznajomą od chłopaka.
- Jestem Laura, DZIEWCZYNA Rossa.- podkreśliła mocno słowo i wymusiła przyjazny uśmiech, wyciągając dłoń do brunetki.
- Courtney, była dziewczyna Rossa.- zignorowała ręke Laury i usiadła przy stole. Laura ścisnęła obie ręcę powodując ciche "ała" blondyna. Nikt tak nie będzie traktował, mnie, Laury Marie Marno. Nikt.

____________________
ZAWALIŁYŚMY WIEMY
prawie 3 miechy nas tu nie było
PRZEPRASZAMY Z CAŁEGO SERDUSZKA
ale zaczęłyśmy 2 lo i jest masakrycznie
piszcie co tam u was!
JEST TU KTOŚ JESZCZE???
kochamy was misiaczki nasze
Carmen i Szyś 
<333333






środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 9

 
      Laura rozłożona na kanapie wpatrywała się w sufit i powstrzymywała się przed zaśnięciem. Gdy mijały kolejne minuty, przymknęła powieki i zaczęła przysypiać. Już prawie oddała się w objęcia Morfeusza, gdy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem,a do uszu doszło obijanie się siatek o ściany i głośne dyszenie przybysza. Z niechęcią wstała z kanapy i zwróciła się w stronę przedpokoju. Nie minęło zbyt wiele czasu, a przez futrynę wleciał blondyn obładowany zakupami.
- Może ci jakoś pomóc, co?- Brunetka wyciągnęła ręce po siatki.
- Nie, nie trzeba.- wydusił i ruszył w stronę kuchni. Zahaczył nogą o róg dywanu i runął jak długi na ziemię.
- Może jednak pomogę, ciamajdo.- Laura zaśmiała się i zaczęła zbierać produkty. Blondyn uśmiechnął się nerwowo i sięgnął po resztę siatek i poszedł za dziewczyną do kuchni. Brunetka zaczęła rozkładać zakupy, a Ross rozwalił się na krzesełku przy stole, uspokajając oddech.
Laura wyszukała przepisy od Rydel i patrzyła czy na pewno blondyn wszystko kupił.
- Nie zabrałeś oliwek?! To podstawa sałatki greckiej!
- Przecież ty ich nie lubisz!
- Skąd ci się taka bzdura wzięła?
Laura skrzyżowała ręce i popatrzyła zdenerwowana na Rossa. Ten zaś zaczesał grzywkę, podrapał się po karku i spojrzał na nią.
- Nie mam więcej argumentów.- Uśmiechnął się do niej szeroko, za co dostał cebulą w głowę.
- Dobra, Delly napisała, że mamy zrobić mac&cheese, spaghetti, makaron ze szpinakiem, sałatkę grecką i piernika. Kto to wszystko zje?!
- No wiesz, na przykład moi wiecznie głodni bracia i przyszły szwagier.- Blondyn się zaśmiał i dźgnął ją delikatnie w żebro, czym spowodował jej śmiech.
- Czyli, zacznij kroić pomidory, sałatę, ogórki, fetę, paprykę i cebulę. Ja zajmę się makaronami i ciastem.- Puściła mu oczko, co spowodowało delikatne rumieńce u chłopaka.
  Minęło półtorej godziny, oba makarony zrobione. Laura zaczyna wykładać składniki na masę piernika. Ross męczy się z krojeniem cebuli. Policzki całe mokre od łez, ale chłopak się nie poddaje. Po chwili słychać głośne syknięcie i upadający nóż. Brunetka szybko zwraca się w stronę blondyna i widzi jak ściska on dłoń. No po prostu jedna wielka ciamajda, Laura mruknęła pod nosem. Sięgnęła po ścierkę i podeszła do chłopaka. Oplotła materiałem rękę i złapała go pod ramię.
- Chodź do łazienki opatrzyć te rany.
Gdy weszli do pomieszczenia, od razu kazała usiąść mu na muszli i czekać. Ross robił wszystko co kazała, przyglądał się jej, jak ledwo dosięga do szafki, jak wyjmuje apteczkę, jak w skupieniu szuka potrzebnych rzeczy, jak związuje włosy w niedbałego koka. Wszystko co robiła, tak bardzo go interesowało.
- Dobra, Ross. Powrót na ziemię!- pokręcił głową i spojrzał w dół, chowając zarumienione policzki.- Pokaż tę rękę.
Laura delikatnie rozwijała ścierkę, by nie sprawić chłopakowi bólu.
- Mogę wiedzieć, jakim cudem rozciąłeś sobie aż trzy palce?
- Przy takiej pomocy w kuchni, ciężko się skupić.- Uśmiechnął się zawadiacko i puścił jej oczko.
- Czy jakby potrąciło cię auto i byłbyś w stanie krytycznym też byś tak śmieszkował?- zaśmiała się i z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Jeżeli byłabyś wtedy przy mnie, to z przyjemnością, tylko po to, by zobaczyć twój uśmiech.- Blondyn zabawnie poruszał brwiami.
- Opanuj się, Ross!- Brunetka szturchnęła go w ramię. Nie mogąc opanować śmiechu, starała się dobrze zawinąć bandaż.- Gotowe!
- To była najlepsza wizyta lekarska w życiu.
- Już się tak nie podlizuj i tak będziesz mi pomagał.- zaśmiała się i wyszła z łazienki.

~*~
     Riker podjechał pod budynek i czekał aż Vanessa skończy pracę. Ciągle myślał jak pokazać jej, że bardzo mu na niej zależy. Spotykają się prawie pół roku. Mimo że codziennie jej powtarza, jak ją kocha., to nie jest jeszcze to coś. Myślał nad oświadczynami, ale przecież to jeszcze za szybko. Stwierdził, że dobrym pomysłem, może okazać się wyjazd za granicę, we dwójkę. Blondyn odkąd pamięta nigdy nie starał się tak o jakąkolwiek dziewczynę. Vanessę poznał dziesięć miesięcy temu. Ciągle miał w myślach, dziewczynę, która rumieniła się za każdym razem, jak na nią spojrzał. Dopiero jak drzwi się otworzyły, a do auta wsiadła Vanessa, oprzytomniał i spojrzał w jej stronę.
- Cześć, piękna.- Dał jej buziaka w policzek, a ona westchnęła.- Co się dzieje?
- Zadzwoniła dzisiaj moja mama, jutro przyjeżdżają.
- To chyba dobrze, dawno się nie widzieliście.
- Dla mnie w sumie tak, ale jak zaczną się pytania do Laury, to będzie bardzo źle.
    Chłopak zaśmiał się, odpalił auto i ruszył w stronę galerii na umówione zakupy.
- A u ciebie co tam słychać?- Uśmiechnęła się, patrząc na drogę.
- Siedziałem sam w domu, Ross jest u Laury, Rydel i Ell na jakimś spotkaniu, a tak to nuda.- blondyn wzruszył ramionami.
- Chwila, chwila. Ross jest u Laury? U mojej Laury? U Laury Marano?
- Tak, właśnie u niej.- Riker wybuchnął śmiechem i spojrzał kątem oka na reakcję dziewczyny. Siedziała ona z szerokim uśmiechem, nie da się opisać tak dużej radości.
- Myślałem, czy nie wyjechać gdzieś, na przykład do Chorwacji, Włoszech, na jakiś tydzień.
- Ale, że sam?
- Nie! Wiesz, z taką pięknością.
- Mogę wiedzieć z kim się spotykasz na boku?
- Oh, Van. Dobrze wiesz, że mi o ciebie chodzi.- Spojrzał na nią i puścił przelotnie oczko.
- Dobrze wiesz, że lubię się z tobą droczyć, no i z przyjemnością.- Dała mu buziaka w policzek.
- Ty tego nie lubisz, ty to kochasz! Bardzo się cieszę.- Blondyn uśmiechnął się i zaparkował pod galerią.

~*~
   Po zakończeniu filmu, Esther i Ansel wciągnęli się w żywą dyskusję na temat obsady i fabuły. Dziewczyna bardzo się cieszyła, że Laura poleciła jej znajomość z brunetem. Śmiechów nie było końca, ciągle nowe tematy do rozmów. Wiedziała, że ta znajomość nie zakończy się na jednym lub dwóch spotkaniach, na pewno będzie ich o wiele więcej. Nagle Ansel westchnął i spojrzał w dół.
- Coś się stało?- Spojrzała na niego zmartwiona.
- Tak bardzo przypominasz mi małą Lau.
- Dlaczego tak mówisz?
- Ona też kiedyś taka była, zwariowane ubrania, różnie uczesane włosy, ciągły uśmiech.
- Więc co się stało z dawną małą Laura?
- Po prostu, dorosła.
- Przyjaźniła się tylko z tobą. Wiedziała, że mimo wszystko jesteś przy niej i zawsze będziesz. Teraz poznała nowych ludzi, którzy na pewno jakoś na nią wpłyną. Daj jej jeszcze trochę czasu.
- Dziękuję, Es.- Zgarnął dziewczynę do siebie i mocno przytulił.- Nie uważasz, że ona i Ross, byliby udaną parą? Oboje takie uparciuchy.
- Czas pokaże.
Oboje się zaśmiali i ruszyli w stronę domu blondynki. Zaczęli gawędzić na temat, kogo z aktorów by ze sobą spiknęli. Gdy doszli pod drzwi wejściowe, Ansel ponownie przytulił Esther.
- Dziękuję, za miłe popołudnie.- powiedziała i uściskała bruneta.
- To ja dziękuję, za miłe towarzystwo.- Uśmiechnął się i spojrzał nerwowo w dół.- Słuchaj, Es. Może to i za wcześnie na takie pytanie, ale czy zostaniesz moją...
- Dziewczyną? Ansel, to za szybko, wybacz.
- Nie, nie! Chodziło mi, czy zostaniesz moją...
- Żoną? To zdecydowanie się pośpieszyłeś! - Dziewczyna ponownie mu przerwała, a brunetowi ręce opadły.
- Przyjaciółką! - Wzniósł ręce do góry i wybuchnął śmiechem, a Esther zaraz po nim.
- No pewnie, że tak.- Rzuciła mu się na szyję i pocałowała go w policzek. Powoli się od niego odsunęła. - Do zobaczenia, Ansel.
  Weszła do domu, a on z niedowierzaniem pokręcił głową i ruszył w stronę swojego mieszkania.

~*~
    Vanessa i Riker weszli do jej domu i od razu usłyszeli głośne śmiechy. Van upuściła torby z ubraniami i szybko pobiegła w tamtym kierunku. Riker podążył za nią i spokojnym krokiem wszedł do kuchni. Jego dziewczyna z boku patrzyła, jak Ross i Laura prowadzą rozmowę i patrzyła na uśmiechniętą twarz siostry.
- Może tak się przyłączymy?- Blondyn objął ją w talii i pociągnął do środka pomieszczenia. Laura spojrzała na nich zdziwiona.
- Nawet nie słyszałam, jak weszliście.- Zaśmiała się, a Ross jej zawtórował.
- Laura, spotkanie z rodzeństwem przełożyłam na kiedy indziej, jutro przyjeżdżają rodzice.
- Czyli na darmo prawie odkroiłem sobie trzy palce?! - zawył Ross i schował twarz w dłoniach.
- Co? Jak to się stało?- Riker spojrzał zdziwiony na brata i dopiero zauważył bandaż na dłoni.
- Ross kroił cebulę i się stało.- Laura wskazała na opatrunek.
- Chwila. Ross coś kroił? Był na zakupach? Dziewczyno, jesteś cudowna!
- Jakbym tego nie robił na co dzień.- Młodszy blondyn mruknął pod nosem.
- Bo nie robisz, bracie.- Riker poklepał go po ramieniu, a siostry Marano wybuchły donośnym śmiechem.

~*~
    Następny dzień. Godzina 8 rano.
Laura przeciera zaspane oczy, obudził ją hałas z dołu. Powoli wstała z łóżka i szurając stopami o podłogę ruszyła do salonu. Zobaczyła krzątających się rodziców.
- Rodzice? Mieliście być po południu.
- Kochanie, dobrze wiesz, że to nie w naszym stylu być tak późno.- Ellen podeszła i ucałowała córkę, zaraz po niej Damiano uściskał Laurę.
- Laura! Mogłabyś przestać tak hałasować?! - Vanessa otworzyła drzwi od sypialni i przeżyła poranny szok. Zawstydzona podbiegła i rzuciła się rodzicom w ramiona.
- Jak zwykle miłe przywitanie, dziewczynki.- zażartował mężczyzna.
  Rodzina zasiadła do porannej kawy, oczywiście zaczęła się ożywiona rozmowa na temat sukcesów Vanessy. Laura tymczasem beznamiętnie mieszała cappuccino.
- A ty Lauro? Jak twoje życie towarzyskie?
Vanessa wyjęła szybko telefon pod stołem i wystukała sms'a do Rikera, by przyjeżdżał jak najszybciej i by zgarnął któregoś chłopaka ze sobą. Laura już delikatnie wkurzona, wymusiła uśmiech i spojrzała na rodziców.
- Cóż, jakoś leci.
- Może coś więcej?
- To nie jest, wasz int...- Marudzenia Laury przerwał dzwonek do drzwi. Vanessa zerwała się z miejsca i poszła otworzyć drzwi, skierowała się z braćmi do kuchni, gdzie siedziała reszta rodziny.
- Hej, kochanie.- Laura odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętego Rossa. Spojrzała na zadowolonych rodziców i na szczęśliwą Vanessę. A złość w niej coraz to bardziej rosła.
- Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz?- Rzuciła do Rossa i spojrzała na niego złowrogo.
- Widać, że mojej dziewczynie humorek nie dopisuje, chodź do mnie. Buziak radości ci dam.- Młodszy blondyn nachylił się do Laury, a ta ręką odepchnęła jego twarz, czym spowodowała zdziwienie u swoich rodziców.
- Laura, dziecko. Co ci się dzieje?
- Nieważne.
Brunetka wstała, popchnęła Rossa, by zszedł jej z drogi i zostawiając zdziwioną rodzinę wyszła z domu. Skierowała się w stronę ulubionej kawiarenki. Weszła naburmuszona do środka i usiadła przy pierwszym lepszym stoliku.
- Na poprawę humoru, gorąca czekolada, Laurusiu.- Pani Marie, właścicielka kawiarenki postawiła przed dziewczyną kubek i poczochrała jej włosy.
- Nawet nie mam czym zapłacić, nie mogę tego przyjąć.
- Ja zapłacę.- Spojrzała przed siebie i dopiero spostrzegła siedzącego przy tym samym stoliku bruneta. Pani Marie przytaknęła i odeszła z uśmiechem.
- Nie trzeba, nie musisz za mnie płacić.- Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Oj, Lauro. To drobiazg, w porównaniu z wydatkami na Rydel.- Zaśmiał się i popił swoją mrożoną kawę.
- Rocky?
- Nie, jestem Ell.- Brunet zaśmiał się, a Laura spaliła buraka.
- Przepraszam cię, nie chciałam.- Założyła kosmyk za ucho.
- Nic się nie stało, Lau. W ogóle dlaczego jesteś w piżamie i przyszłaś taka zła?- Chłopak oparł głowę na dłoni i wpatrywał się w jej oczy. Zaśmiał się, z reakcji Laury która zdziwiona spojrzała w dół i potem przejechała dłonią po twarzy.
- Nie wiem, czy chciałbyś tego słuchać.
- Spokojnie, nigdzie mi się nie śpieszy i chętnie porozmawiam, samemu było tutaj dość nudno.- Uśmiechnął się szeroko, co brunetka odwzajemniła. Opowiedziała mu całą sytuację z rana, od przywitania rodziców, po przyjście Rikera i Rossa, aż do wyjścia z domu i przyjścia tutaj. Była pod wrażeniem, że Ellington w takim skupieniu wsłuchiwał się we wszystko, co ona mówi.
- Nie masz co się denerwować. Vanessa pewnie przewidziała pytania o twoją połówkę i chciała jakoś zaradzić. Ross jak zwykle żartowniś, ale to porządny chłopak. Na miłość nie czekaj, sama przyjdzie, coś o tym wiem.- Zaśmiał się i zaczął opowiadać jej jak on i Rydel się spotkali, jak zaprosił ją na pierwszą randkę, poprosił o rękę.
______________
GORĄCE POZDROWIENIA Z CHORWACJI MISIACZKI
wybaczcie błędy, ale pisałam z telefonu!
jak tam u was? Ktoś tu jeszcze jest?
KOCHAM
/Opalona na raczka Sylwia
(CZY TYLKO JA KOCHAM TAK TO ZDJĘCIE)

czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 8

Od kilku długich minut szorowała palce od stóp, gdyż pod paznokcie dostała się jej marmolada. Burcząc cicho pod nosem, co chwilę zerkała na zegarek. Umówiła się z Rydel na 11, z była 10:48. Chyba na przyszłość zamontuję sobie motorek.
Dom wypełniło głośne pukanie - nie, walenie - do drzwi. Laura zadrżała ze strachu i zbyt mocno pociągnęła pumeksem po stopie. Po palcach zaczęła spływać jej krew. Jednak marmolady całkowicie się pozbyła. Zbiegła po schodach z ręcznikiem owiniętym wokół stopy i rzuciła się w kierunku drzwi. Nim zdążyła się zatrzymać, wpadła na osobę uchylającą drzwi.
- Nie ma jak wielkie przywitanie! - zawołała Rydel ściskając Laurę. Blondynka najwyraźniej źle odebrała reakcję dziewczyny, za co ta była jej dozgonnie wdzięczna. - Hej, ty jeszcze w piżamie?
Laura zarzuciła mokre włosy za ramię i już chciała zacząć przepraszać, gdy jej przygotowane wypociny wyprzedził radosny okrzyk blondynki:
- W KOŃCU MAM OKAZJĘ PRZEPROWADZIĆ NA KIMŚ METAMORFOZĘ!
- Nie ma mowy! - wrzasnęła Laura po dobrych kilku sekundach otrząsając się z szoku. - Nie będę króliczkiem doświadczalnym.
- Otóż będziesz i nie masz tu nic do gadania.
- Nie zmusisz mnie. Umowa była na spacerek, a nie pokaz Victoria's Secret.
Rydel nabuczyła się i skrzyżowała ręce na piersi. Laura wywróciła oczyma i westchnęła głęboko, okazując dezaprobatę.
- Masz pięć minut. - Na twarzy Rydel zagościł tak szeroki uśmiech, że nie sposób było go zignorować. Laura uśmiechnęła się delikatnie i zaprowadziła dziewczynę do łazienki.

*

- Gdzie jest ta zapiekanka, co ją wczoraj robiłaś?
- Oh, nie wiem.
- Laura? Wybacz, chyba pomyliłem numery, chciałem pogadać z Dells.
- O tak, proszę pogadaj z nią i powiedz, żeby odczepiła się od moich włosów.
Ross zachichotał cicho.
- Metamorfoza w stylu panny Lynch? - Zgadł.
- W pełnym tego słowa znaczeniu.
Do uszu chłopaka doszło głośne trajkotanie siostry, która najwyraźniej wcale nie przejmowała się tym, że Laura jej nie słucha.
- Może wpadniesz do nas? Co prawda nie mamy tu żadnej zapiekanki, ale znajdzie się coś sprzed miesiąca. - jęknęła dziewczyna, najwyraźniej zdegustowana całym zamieszaniem wokół jej osoby ze strony blondynki.
- Brzmi fantastycznie. Ale przyznaj, że chcesz mnie tam tylko dlatego, żebym ocalił cię przed Rydel.
- Trafiłeś w samo sedno.
Ross rozłączył się i zbiegł po schodach do kuchni. Zastał tam zrozpaczonego Ellingtona.
- Coś się stało? - zaczął. Ell zlustrował go wzrokiem, a jego oczy zaszły łzami. - No co ty, stary, ty płaczesz?
Chłopak wykrzywił usta w podkówkę i podał blondynowi laptopa. Na ekranie widniała strona portalu randkowego, a na samym środku znajdowało się zdjęcie Rydel.
- Ja już jej nie wystarczam?!
Ross miał ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymał się widząc, że jego przyjaciel naprawdę przejął się całą sprawą.
- To przecież nie ona założyła to konto. Nie jest aż taka głupia. - pocieszył bruneta. Ten jednak nie dał się przekonać.
- To ciekawe, bo kto oprócz niej wie, jaki nosi numer stanika
- A ty wiesz? - Ross uniół brew.
- Nie! Nikt nie wie! A on tu jest wpisany.
Blondyn wzniósł oczy ku niebu i starał się zachować cierpliwość. Oparł dłonie o blat i przeszył przyjaciela wzrokiem.
- W takim razie ten rozmiar może być zmyślony. Poza tym Delly nie lubi żelków ani pianek. - Ross wczytał się w tekst. - Ale... ale znam kogoś, kto lubi.
Rozbawiony blondyn obserwował, jak twarz bruneta przyjmuje wszystkie możliwe barwy, od żółtego po granatowy, kończąc na czerwonym. Z jego ust wydobyło się ciche Rocky i już go nie było.

*

Laura trzęsącymi się dłońmi odłożyła telefon na biurko. Zaprosiła Rossa w zasadzie dlatego, żeby jej siostra się ucieszyła. Choć, nie można się było oszukiwać, potrzebowała superbohatera, który uratowałby ją przed mękami Rydel. Mimo że Laurze przyjemnie było oglądać spełniającą się blondynkę, miała dość ciągnięcia za włosy i kruszącego się tuszu do rzęs.
Ross pojawił się po pół godzinie. Dziewczyna pierwszy raz od dłuższego ucieszyła się na jego widok.
- Przyjechała pomoc! - krzyknął w drzwiach łazienki.
- Rychło w czas. - prychnęła niezadowolona. - Rydel zastosowała na mnie już większość swoich tortur.
Blondynka dała Laurze kuksańca, a ta odwdzięczyła się tym samym. Ross przysiadł na wannie przyglądając się poczynaniom siostry..
- Ale nie powiem, te tortury wyszły ci na dobre. - Wzruszył ramionami.
- Piękne dzięki. - Laura posłała mu mordercze spojrzenie. - Mam rozumieć, że w takim razie nie obędę się bez ton makijażu, żeby wyglądać jak człowiek?
- Coś w ten deseń.
- Dzięki.
- Powtarzasz się.
Rydel uśmiechnęła się od ucha do ucha widząc efekt końcowy. Laura spojrzała na swoje odbicie pod każdym kątem i nadal nie wiedziała, skąd w blondynce tyle entuzjazmu. Wyglądała prawie jak zwykle. Jedyną różnicą było to, że jej oczy powiększyły się dwukrotnie.
- No i wyglądam jak kosmita - uśmiechnęła się Laura, a Rydel i Ross jęknęli w tym samym momencie.
- Wyglądałaś - Ross zaakcentował ostatnią sylabę uśmiechając się zawadiacko.
- Możesz przestać mnie krytykować? Sam nie wyglądasz jak Apollo - stwierdziła brunetka i zerwała się ze stołka. Zbiegła po schodach i dopadła soku. Wypiła dwulitrowy karton za jednym zamachem. Odetchnęła z ulgą.
Na kuchence leżała karteczka. Dziewczyna chwyciła ją i zaczęła czytać:
Hej, błagam, nie zabij mnie. Zaprosiłam do nas na wieczór Lynchów, a nie ma nic w lodówce, no i trzeba coś przygotować. Mam awaryjne spotkanie w pracy, gdyż koleżanka zaszła w ciążę i musimy nagrać jak najwięcej, zanim brzuszek stanie się widoczny. Była byś tak miła i ugotowała co nie co? Kocham, Vanessa.
- No super - westchnęła Laura, a w tym momencie w kuchni zjawił się niejaki blondyn. Ignorując obecność dziewczyny, złapał za karteczkę.
- O, jak mi przykro - powiedział ze smutkiem, ale w kącikach jego ust majaczył uśmiech. - Chyba nici z wypadu na miasto.
- Chyba tak - jęknęła Laura. Zajrzała do lodówki - Vanessa nie kłamała, była CAŁKIEM pusta. No dobra, na jednej półeczce leżała mała cebula. To wszystko.
- Spoko, zrobisz zupę cebulową - Ross wyszczerzył zęby w uśmiechu. Rydel pojawiła się zaraz potem i również dorwała się do karteczki. Czy w tym domu jest choć trochę prywatności?! 
- Przykro mi, ale ja ci nie pomogę - zasmuciła się Dells - Ell wysłał mi wiadomość z prośbą o pilne spotkanie. Wyślę ci SMSem przepisy jak chcesz. - Poklepała brunetkę po ramieniu i wybiegła z domu nie czekając na odpowiedź.
Laura zajrzała do szafki. Ich zapas żywności składał się z płatków śniadaniowych, dwóch kromek chleba i popcornu. No i cebuli.
- Ej, czekaj, kolego - zawołała Laura widząc Rossa kierującego się w stronę wyjścia. - Nie tak szybko! Ty chyba nie masz nic do roboty? A więc od teraz właśnie masz.
Zatrzymała chłopaka w ostatniej chwili, a ten spojrzał na nią blado.
- No co? - skrzywiła się. - Ja nie gryzę. Teraz to właściwie nie mam już czego. - zaśmiała się pokazując na lodówkę.
- Jeny, Lau. W życiu nie słyszałem tak suchego żartu. - Pokręcił głową, a Laura zarumieniła się odrobinę.
- Ale pomóc mi możesz. Sorry, musisz.
- Nie, nie muszę. I nie chcę. Słuchaj, gotując makaron potrafię spalić garnek. Co dopiero mówiąc o cebulowej.
- Nie będzie żadnej cebulowej! - wrzasnęła Laura wznosząc ręce ku niebu. - Leć kupić coś na sałatkę grecką, jarzynową i co tam ci jeszcze przyjdzie do głowy. No już - Wypchnęła blondyna z domu i pobiegła do kuchni z prędkością światła.
- Zapowiada się ciekawie - powiedziała do siebie i uśmiechnęła się gorzko.

*

Riker siedział na kanapie i udawał, że czyta gazetę. Tak naprawdę ciągle myślał o Vanessie. Cholera, gdyby ona wiedziała, jak strasznie mi na niej zależy. Cały dzień krzątał się po domu i nie mógł sobie znaleźć zajęcia. Od jakiegoś czasu zachowywał się jak jakiś Romeo i czuł się z tym jak rąbnięty frajer. Postanowił zadzwonić do Rossa, żeby przestać w końcu myśleć o skomplikowanych, życiowych sprawach.
- Ross?
- Obecny.
- Czy ty jesteś w sklepie? - zdziwił się Riker słysząc cichy gwar i stłumione hałasy.
- Laura mnie zmusiła - powiedział z żałością, a Riker uśmiechnął się łobuzersko.
- Laura?
- No przecież mówię. Słuchaj, co jest potrzebne do sałatki greckiej?
- Oliwki na przykład, a co?
- Przecież Laura nie lubi oliwek - Riker usłyszał, że Ross się skrzywił. - Nigdy nie zrozumiem kobiet.
- Ross, o co chodzi?
- Jestem zajęty, oddzwonię.
Riker przez kilka sekund wpatrywał się w telefon. Ross w sklepie? To przekracza ludzkie pojęcie. Po co mu sałatka grecka? Blondyn zignorował setki zasuwających się pytań i wybrał numer do Rocky'ego.
- Stary, idziemy do kina?
- Nie mogę, Ell przykuł mnie do krzesła i nie pozwala wstać.
Chłopak złapał się za głowę i warcząc pod nosem zadzwonił do Rydel.
- Nie, nie dam rady. Wrócę późno. - Usłyszał i westchnął. Spróbował dodzwonić się do Ether, ale włączała się poczta głosowa.
No cóż, chyba zostałem tylko ja i moje myśli. Walnął się z powrotem na kanapę i zaczął liczyć odgłosy poruszających się wskazówek zegara.

*

- Jaka niespodzianka - zaśmiała się Esther spostrzegając Ansela za ladą w restauracji. Ubrany był w śmieszny firmowy kostium, a na głowie miał brzydką czapeczkę, przywołującą na myśl łódeczkę.
- Esther? Co ty tu... - Nie dokończył, bo blondynka mu przerwała.
- Co polecasz? - Zerknęła na menu niezbyt zainteresowana i od razu przeniosła wzrok na chłopaka. W jej oczach zatańczyły radosne ogniki. Chłopak zauważył je i również się uśmiechnął.
- Bruschettę z ricottą i truskawkami. - powiedział obserwując dziewczynę, która z chwili na chwilę wydawała się być coraz radośniejsza. Nie musiał się długo zastanawiać, żeby zgadnąć, że to z jego powodu. 
- W takim razie poproszę.
Po kilku minutach zaniósł jej do stolika zamówienie i przysiadł się na chwilę.
- Nie widziałem cię tu nigdy. - Uniósł brwi.
- Laura poleciła mi to miejsce. Mówiła, że obsługa jest tutaj wyjątkowa. - zaśmiała się melodyjnie, a Ansel wciąż nie spuszczał z niej wzroku. - No i jest.
Chłopak wrócił za ladę, a blondynka jadła jakiś czas w milczeniu, zachwycając się wybornym smakiem. Kiedy zostało jej ostatnie kilka kęsów zauważyła, że ktoś od dłuższego czasu się jej przygląda.
- Mam coś na nosie? - zawołała do Ansela, a ten przywołał ją do siebie gestem.
- Masz - odparł i starł jej z nosa kawałek pestkę truskawki. - Ale nie o to chodzi.
- A o co? - Zaintrygowana przechyliła głowę jak dziecko, co rozbawiło chłopaka.
- Słuchaj, za pół godziny kończę zmianę. Trzymaj to - Podał jej koktajl - i poczekaj na mnie.
Speszona spojrzała niepewnie na Ansela.
- Zabieram cię do kina - wybuchnął śmiechem - A myślałaś, że co? Że chcę cię zjeść?

***

Tyle ode mnie. Mam nadzieję, że rozdział nie jest najgorszy. Dajcie znać, że żyjecie.
/Carmen


niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 7

  Laura przeciągnęła się i zrzuciła brzęczący budzik ze stolika. Zsunęła się z pościeli i stawiając stopy na ziemi, poczuła coś klejącego. Jeszcze zanim spojrzała w dół, wiedziała co to takiego. Jęknęła i opadła z powrotem na łóżko, zakrywając twarz poduszką. Znowu przypomniała sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru.

~*~
  - Wiesz co, ja nie jestem dobrą tancerką.- wydukała, widząc jak Riker zgrabnie porusza się w rytm muzyki. Blondyn tylko się zaśmiał i mruknął pod nosem, coś w stylu właśnie widzę. Co jeszcze bardziej speszyło dziewczynę. Czując się coraz bardziej zażenowana, postanowiła wydostać się z krępującej sytuacji.
- Słuchaj, muszę jeszcze coś załatwić, bardzo ważną sprawę.- powiedziała, marząc by zabrzmiało to przekonująco. Przyjrzała się uważnie Rikerowi, próbując ocenić jego reakcję, jednak ten tylko kiwnął głową i wypuścił ją z objęć.
 Łatwo poszło, pomyślała. Zbyt łatwo. Odwróciła się na pięcie z zamiarem pójścia po torebkę i płaszcz do szatni.
- Laura...- usłyszała za plecami głos blondyna i uśmiechnęła się sarkastycznie do samej siebie.- a co tam masz do załatwienia? Czyżby randka?
Dziewczyna spaliła buraka na sam pomysł obwiniania ją o coś takiego. Nie umknęło to uwadze Rikera.
- A jednak.- zaśmiał się.
- Nie, nie. To kompletnie nie to.- jęknęła, myśląc gorączkowo nad wymówką.- Właśnie miałam zamiar zrobić coś, co miałam dawno załatwić, takie tam zaległe sprawy do zrobienia.
Podrapała się po karku, przeczesała włosy i wymusiła uśmiech. Za moją grę aktorską należy się Oskar.
- A jaśniej? - skrzyżował ręce.
- Pff, taki tam prezent na urodziny matki córki dziadka.- bąknęła kierując się do wyjścia, lecz blondyn ponownie, ją powstrzymał stając jej na drodze.
- Przyznaj się, że idziesz do nas po ten durny pokrowiec.
Laura palnęła się w czoło, dlaczego na to nie wpadłam?! 
- No właśnie! To miałam na myśli.- uśmiechnęła się zakłopotana i ominęła chłopaka. Widząc zbliżającą się Vanessę, przyśpieszyła kroku. Prawda, zachowała się jak dziecko, ale nie mogła tak dalej robić z siebie idiotki, szczególnie przed chłopakiem swojej siostry.
- Gdzie pędzi ta królewna?- usłyszała za sobą rozzłoszczony głos Vanessy.
- Umówiła się z Rossem.
Laura obróciła się gwałtownie i zobaczyła łobuzerski uśmiech na twarzy blondyna. Już miała się zawrócić i powiedzieć co nieco, jednak powstrzymała się ostatnim głosem rozsądku. Wyszła przed studio i wyjęła komórkę, by skontaktować się z przyjacielem.
- Ansel, możesz po mnie przyjechać?- mruknęła do telefonu, z nadzieją że brunet się zgodzi.
- Nie mogę, skarbie. Rozgrywam właśnie pojedynek życia.- usłyszała dźwięki ulubionej gry chłopaka, westchnęła mocno.- Baw się dobrze.
Gdy Ansel się rozłączył, wnerwiona wcisnęła komórkę do torebki.
No cóż, pozostaje mi tylko pójść po ten cholerny pokrowiec.
 Brunetka powolnym krokiem ruszyła w stronę posiadłości Lynch'ów. Właśnie w tym momencie pożałowała, że nie ma prawa jazdy. Stwierdziła, że skoro Ansel wszędzie ją wozi, to po co ma się męczyć ze zdawaniem egzaminów. Na ulicach panowała cisza, zapewne większość już spała.
No nie dziwne, zbliża się północ, mruknęła w myślach.
Laura poczuła lekkie szarpnięcie za ramię, które spowodowało że odwróciła się. Zobaczyła nieznajomego mężczyzna, od którego było czuć odór alkoholu. Jej ciało całe się spięło ze strachu.
- Co panienka robi tutaj sama?
- Ja, niee... - gula w gardle nie pozwalała na żadne słowo, błagała o jakiś ratunek.
- Nie jest sama, mogę wiedzieć co pan chce od mojej dziewczyny?- słysząc głos Rikera i gdy objął ją ramieniem poczuła ulgę. Jeszcze bardziej jej ulżyło, jak nieznajomy mężczyzna odszedł w szybkim tępie.
- Dziękuje.- uśmiechnęła się i przytuliła blondyna.
- Drobiazg Lu, odwiozę cię.- dziewczyna już chciała odmówić, lecz Riker jej przerwał.- Lauro, do naszego domu jest kawał drogi, poza tym o tej porze wszystko może się zdarzyć, więc nie masz nic do gadania.- uśmiechnął się i wyciągnął do niej ramię.
Przewróciła oczyma i złapała za nie. Blondyn wolnym krokiem poprowadził ją do samochodu. Cieszył się, że złapał z nią jakiś kontakt. Zauważył, że nie jest taka zła, jak mówiła jego dziewczyna. Jak dżentelmen otworzył drzwi auta, a gdy brunetka wsiadła, zamknął je i wsiadł za kierownicę. Odpalił pojazd i ruszył w stronę domu. Między nimi panowała przyjemna cisza. Riker włączył radio i wystukiwał rytm palcami na kierownicy. Laura siedziała zatracona w swoich myślach. Cholernie zazdrościła Vanessie takiego chłopaka. Przystojny, zabawny, troskliwy, wyrozumiały i z pasją. Jej starszej siostrze przytrafiło się ogromne szczęście, czuła że to odpowiedni chłopak dla Van. Blondyn spojrzał na swoją towarzyszkę i postanowił przerwać trwającą od dłuższego czasu ciszę. Ściszył radio i delikatnie odchrząknął, czym zwrócił uwagę Laury.
- Jesteś zła, za to co powiedziałem Vanessie?
- O tym, że idę się spotkać z Rossem?- przytaknął, a ona cicho się zaśmiała.- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo wiedziałem, jak ją to ucieszy. Nie widziałaś błysku w jej oczach i szerokiego uśmiechu, jest szczęśliwa, że masz odpowiednie dla siebie towarzystwo.- uśmiechnął się do niej, co delikatnie odwzajemniła.
- Jak ty to tobisz?
- Ale, co takiego?- spojrzał na nią nie rozumiejąc, co ma na myśli.
- Tak łatwo łapiesz ze mną kontakt, jak?
- Może dlatego, że mam brata w twoim wieku i z bardzo podobnym charakterem.
Laura przytaknęła ze zrozumieniem.
- A taniec? Wychodzi ci znakomicie!
- Oj, przestań.- zaśmiał się zawstydzony.- Tańczę od małego i występuje w Tańcu z gwiazdami, więc ciągle mam z tym styczność.
- Czyli...
- Tak, tam na planie poznałem Vanessę.- uśmiechnął się na samo wspomnienie o jego dziewczynie.
- Kocham Van, jest wspaniałą dziewczyną. Ale ma kilka wkurzających wad, z którymi nie idzie wytrzymać.- westchnęła.
- Lauro, każdy ma, tylko musisz je zaakceptować.- uśmiechnął się i skręcił na podjazd pod domem. Zgasił silnik i spojrzał na brunetkę.- Dalej już chyba sobie poradzisz.
Dziewczyna podziękowała i wysiadła z auta, zobaczyła jak Riker cofa i odjeżdża w stronę studia. Westchnęła i zaczęła iść w stronę drzwi wejściowych. A może by tak teraz pójść do domu? Chociaż nie, Riker zobaczy że nie zabrałam pokrowca. Kurde! Laura od paru minut wahała się czy zapukać czy może zawrócić i pójść w swoją stronę. Opinia blondyna i brak upokorzenia było ważniejsze, powoli wyciągnęła rękę by zastukać, lecz drzwi nagle się otworzyły.
- Zastanawiałem się, jak długo jeszcze będziesz tutaj stała, wejdź.
Brunet zaśmiał się i otworzył szerzej drzwi, wpuszczając dziewczynę. Laura będąc w dalszym szoku, weszła do środka i zdjęła szpilki.
- Dziękuję, Rocky?- modliła się, że trafiła z imieniem.
- Tak, Rocky. Dla przyjaciół Rocky singiel, chcę twój numer wspaniały.- brunetka otworzyła szerzej oczy, a chłopak się zaśmiał.- Nie no, żartuję. Chodź do salonu.
Już w korytarzu słyszała głośne rozmowy, śmiechy i kłótnie. Idąc mijali ścianę, całą wypełnioną rodzinnymi fotografiami. Laura patrzyła na nie z dużym zaciekawieniem, miała ochotę stanąć i przyjrzeć się każdemu z nich. Lecz wiedziała, że wyjdzie na wariatkę, więc szła za Rocky'm. Zanim przekroczyli próg usłyszała tylko.
- I kto teraz obrócił kota ogonem?
- Ale my nie mamy kota.
Jak weszli do salonu brunetka zobaczyła ich w jednym miejscu. Ross i Ell siłowali się o konsolę, a Rydel malowała paznokcie. Zazdrościła im tak dobrej relacji. Ona z Vanessą przeprowadzi raz na jakiś czas krótką pogawędkę. Nie jeżdżą na zakupy, do kina lub kawiarni, wszystko osobno. Chociaż zauważyła, że Riker zmienia jej siostrę i to na lepsze.
- Mamy gościa!- brunet krzyknął i rozłożył się na kanapie.
Wszystkie pary oczu skierowały się właśnie na nią, powodując rumieńce na jej twarzy. Ross odpuścił i podszedł do niej dając jej buziaka w policzek.
- Hej, Lau.
Jedyne na co zdołała się wysilić to wysłanie do niego delikatnego uśmiechu. Doprowadził do tego, że każdy patrzył na nich ze zdziwieniem, a Laura w środku wybuchała od gorąca. Rydel chrząknęła, czym sprowadziła wszystkich na ziemię.
- Więc Lau, co ty tutaj robisz?- uśmiechnęła się przyjaźnie i spojrzała na brunetkę.
- Riker przywiózł mnie po mój pokrowiec od gitary, mogłabym go odzyskać?
- Pewnie! Chodź zaprowadzę cię tam!- krzyknęli w tym samym czasie Rydel i Ross. Blondynka spojrzała na brata i złapała dziewczynę za rękę i zaprowadziła do pokoju starszego brata.
- Gdzie on mógł go położyć.- Rydel mówiła pod nosem i kręciła się po pokoju. Laura dokładnie się jej przypatrywała. Blondynka otworzyła szafę i uśmiechnęła się szeroko.
- Tutaj jest, proszę.- podała jej futerał.
- Dziękuję, Rydel. Więc, ja się zbieram.- Laura zaczęła się kierować do wyjścia.
- Oszalałaś? Jest pierwsza w nocy! Odwiozę cię.
Brunetka wiedziała, że nie ma co z nią dyskutować, bo będzie tak samo jak z Rikerem. Zeszły na dół, zgarnęły kluczyki do auta Rydel, założyły buty i wyszły. Jechały w ciszy, nie była ona krępująca, lecz przyjemna. Gdy dojechały do domu sióstr Marano, blondynka powiedziała, coś czego Laura się nie spodziewała.
- Wyjdziemy na jakieś zakupy, kawę?
- Pewnie, miło będzie.- chwyciła tylko karteczkę z numerem telefonu, otworzyła drzwi i wysiadła.
- Laura, Ross to dobry chłopak.- usłyszała zanim zamknęła drzwi, a Rydel od razu odjechała. Brunetka zastanawiała się, co ona miała na myśli. Otworzyła dom, po czym zamknęła. Skierowała się do kuchni i zrobiła kanapkę z marmoladą, gdyż bardzo burczało jej w brzuchu. Poszła do pokoju, odłożyła futerał i skierowała się w stronę łóżka. Klejącą mazią jest truskawkowa marmolada, ponieważ Laura potknęła się o dywan, a jej kanapka wylądowała na podłodze. Brunetka nie mając siły jej sprzątać, rzuciła się na łóżko i po pewnym czasie zasnęła w ubraniach.

_____________________________
HEJKA MISIACZKI
tutaj SYLWIAAAA
JUPI
przepraszam za jakiekolwiek błędy!
cieszę się, że ktoś jeszcze tutaj jest
cieszę się, że nie jesteście bardzo na nas źli
kocham!
I do następnego!!



środa, 6 lipca 2016

PRZEPRASZAMY

Nie wiemy jak dużo osób to przeczyta, ale mamy nadzieję, że jeszcze ktoś tutaj jest!
jesteś?
Jesteś?
JESTEŚ?
daj nam znać, prosimy?

OGÓLNIE
Jak sam tytuł mówi, PRZEPRASZAMY
Tak wiemy, nawaliłyśmy po całej linii
Ostatni rozdział ponad miesiąc temu
NALEŻY NAM SIĘ NIEZŁY OPIEPRZ
rozdział jest już prawie napisany
brak naszej obecności był spowodowany
*brakiem weny
*brakiem czasu
*rokiem szkolnym
ALE JESTEŚMY, ŻYJEMY
także możemy liczyć na jakiś odzew z waszej strony?
jak tam mijają wakacje?
bardzo jesteście na nas źli?
kochacie nas jeszcze?
MAMY NADZIEJE, ŻE KTOŚ ODPISZE CHOCIAŻ KROPKĘ!
Z poważaniem
Sylwia i Basia, dwa duże leniwce



poniedziałek, 16 maja 2016

Rozdział 6

- Ross?
Laura niezbyt dyskretnie zakrztusiła się piciem, a chcąc to ukryć, zrobiła się czerwona jak piwonia. Tłumiła w sobie powietrze pomieszane z drinkiem, a Ansel mierzył a to ją, a to Rossa podejrzliwym wzrokiem.
- Kto to? - zapytał zmieszany brunet widząc dziwne reakcje dwójki wyżej wymienionych. Ci jednak pogardzili udzieleniem odpowiedzi, obdarzając spojrzeniem wszystko znajdujące się w pomieszczenie prócz siebie samych. Próbując trochę ocieplić zdecydowanie zbyt gęstą atmosferę, Esther zaproponowała wspólny grupowy taniec. Zero reakcji. Mimo panującego gwaru zdawać by się mogło, że słychać przysłowiowe świszczenie świerszczy.
- No dobra - warknął zdenerwowany Ansel tą całą dziecinadą - Może rzeczywiście potańczymy? - zwrócił się do blondynki i odchodząc z nią pod ramię, posłał Laurze pełne pogardy spojrzenie. Dziewczyna spróbowała telepatycznie przekazać chłopakowi słowa w stylu "NIE WAŻ SIĘ MNIE ZOSTAWIAĆ", ale ten albo jej nie usłyszał, albo miał gdzieś jej stres sięgający zenitu.
W tle grała właśnie piosenka Bang Bang, kiedy Ross odchrząknął chcąc przerwać najbardziej niezręczną z niezręcznych ciszy.
- A więc... - zaczął, lecz cały trud włożony w te słowa poszedł na marne, gdyż w środku zdania roześmiana Esther wyciągnęła blondyna na parkiet, a jego miejsce zajął czerwony Ansel.
- Już za dużo alkoholu? Dopiero weszliśmy - mruknęła poddenerwowana Laura. Ten jednak tylko wybuchnął śmiechem prosto w twarz dziewczyny, na co ta, wyjątkowo zniesmaczona, pomogła jego klepkom wrócić na miejsce dzięki solidnemu ciosowi prosto w czoło. - Taka jestem zabawna, tak?
- Laura, czemu ty masz metalowe pięści jak jakiś Iron Man - zawołał łapiąc się za brew - A tak w ogóle to tak, jesteś śmieszna. Twoja koleżaneczka właśnie przybliżyła mi cała historię z Rossem. Niezła jesteś.
- Zamknij się, albo cię zabiję. - powiedziała tak poważnie, że nawet siedzący w stoliku obok pryszczaty chłopak pobladł ze strachu.
Minęła druga godzina od wejścia do klubu, a Laura siedzi totalnie znudzona, popijając swoją colę. Przed nią siedział Ross, który nie miał bladego pojęcia jak rozpocząć konwersację z brunetką. A Ansel i Esther zatopieni w swoich spojrzeniach, tańczący wolnego, pijani jak cholera. Po minięciu kolejnych pięciu minut Laura przejechała wzrokiem po parkiecie pełnym ludzi, po czym swój wzrok zatrzymała na Rossie. Obiecała sobie poprawę, nowe znajomości, a tymczasem ma koło siebie drugą osobę i nie potrafi się do niej odezwać. Przyjęła do wiadomości, że skoro ich rodzeństwo się spotyka, oni będą się dość często widywali. No, chyba że znajdę dobre wymówki,hehe. Brunetka głośno westchnęła, czym zwróciła uwagę chłopaka.
- Przejdziemy się?- wypaliła, po czym na niego spojrzała z delikatnym uśmiechem. Blondyn odwzajemnił uśmiech i przytaknął, po czym wyciągnął do niej ramie, za które ona niepewnie złapała. Bardzo powolnym krokiem skierowali się do domu Marano. Przez pierwsze cztery minuty po wyjściu z klubu panowała między nimi cisza, która nie należała do tych najprzyjemniejszych. Gdy odeszli na taką odległość gdzie muzyka nie była słyszalna, Ross kątem oka spojrzał na towarzyszkę. Nie spodziewał się, że Vanessa ma aż tak ładną siostrę.
- Więc jesteś Laura, siostra Vanessy, a dowiem się czegoś więcej?- zagadał z uśmiechem.
- Ogólnie mam 21 lat, studiuję pedagogię i w sumie interesuje się muzyką. A ja usłyszę coś o tobie?
- Jestem w tym samym wieku co ty, tańczę, śpiewam i komponuję.
Słowa chłopaka tak zainteresowały Laurę, że wpatrywała się w niego jak w obrazek. Nie wierzyła, że Vanessa ukrywała go przez tyle czasu. Zdawało jej się, że mają tyle ze sobą wspólnego, że znajdą wspólny język. Zauważyła, że gdy Ross nie jest otoczony staje się bardziej rozmowny.
- Wiedziałeś o związku swojego brata?
- Niestety nie, w ten dzień gdy przyszłaś do nas miałem poznać Vanessę, na początku myślałem że ona to ty, potem zmarnowałem poznanie prawdziwej dziewczyny Rikera.- zaśmiał się i wolną ręką przeczesał włosy.
Szli dobrą godzinę i nie odczuwali bólu stóp czy wieczornego chłodu. Stanęli przy drzwiach domu brunetki i żadne z nich nie wiedziało jak się pożegnać. I pytanie czy w ogóle chcieli to zrobić. Podczas drogi wymienili się numerami. Ich rozmów nie było końca, a Laura cieszyła się że poznała kogoś innego niż tylko Ansel. Pocałowała Rossa w policzek i szybko schowała się do domu. Sama nie wiedziała skąd u niej taka pewność. Chyba za dużo alkoholu, Laura. Za dużo! Karciła się w myślach, idąc do swojego pokoju. Zapomniała o fakcie że nie wypiła ani jednego drinka. Za to blondyn z uśmiechem na twarzy skierował się w stronę domu, wspominając miłą rozmowę z nowo poznaną koleżanką. Podszedł pod drzwi swojego domu i próbował powstrzymać szeroki uśmiech, wkradający się na jego usta. Chwycił za klamkę i wszedł do środka, zdjął trampki w przedpokoju, i skierował się w stronę salonu. Zobaczył tylko swoją starszą siostrę oglądającą bajki na Disney'u.
- Cześć, Rydel.
- Hej, co tak wcześnie?
- Jakoś głowa mnie rozbolała, więc lecę spać. Dobranoc.- dał jej buziaka w policzek i poszedł na górę do swojej sypialni.

*

Kolejny monotonny, poniedziałkowy poranek. Laura wstała godzinę przed budzikiem i skierowała się do kuchni. Przyszykowała swoją ulubioną jajecznicę ze szczypiorkiem i poranną kawę na przebudzenie. Po zjedzeniu śniadania i schowania naczyń do zmywarki, powolnym krokiem wróciła do pokoju. Ubrała się w wybrany wczoraj strój i poszła do łazienki, by zrobić delikatny makijaż i ogarnąć włosy. Gdy wybiła 8 założyła swoje czarne trampki, chwyciła torebkę i wyszła z domu. Wyprowadziła z garażu rower, wsiadła na niego i pojechała na wykłady.
O dziwo na żadnym z trzech wykładów, wykładowcy jej o nic nie spytali. Zadowolona, że już koniec zajęć wyszła z budynku i wróciła do domu. Otworzyła drzwi, weszła do środka, odłożyła klucze na półkę, zdjęła trampki i odetchnęła z ulgą. Usłyszała głośne burczenie w brzuchu, co oznaczało, że jak zwykle po zajęciach jest bardzo głodna. Poszła do kuchni, gdzie spotkała swoją siostrę, nakładającą zapiekankę makaronową.
- Hej, Lau. Co cię wzięło na rower?- zaśmiała się czarnowłosa. Odkąd pamięta jej młodsza siostra, nigdy chętnie nie jeździła z obawy na ruch drogowy.
- W sumie tak jakoś wyszło.- uśmiechnęła się delikatnie.
- Dzisiaj mam imprezę pożegnalną szefa, więc idziesz ze mną, dobrze?- spytała niepewnie Vanessa.
- To że byłam już na jakiejś imprezie, nie oznacza to, że to polubiłam.
- Laura, proszę cię, wyjdź od czasu do czasu gdzieś ze mną.-  Van powiedziała to z takim wyrzutem, że brunetka oderwała wzrok od prawie pustego talerza, westchnęła.
- Dobrze, niech będzie pójdę tam.

*
Laura siedziała w ogromnej sali, przy stoliku w kącie. Patrzyła na tych wszystkich dobrze bawiących się ludzi. Było ich ponad stu jak nie dwustu. Zaczęła grzebać widelcem w grubym kawałku szarlotki i nie zwracała uwagi na głośne otoczenie. Chciała żeby był tutaj ktoś kogo zna, z kim mogłaby pogadać, oczywiście oprócz Vanessy.
- Można?- usłyszała męski głos i spojrzała w górę.
- Jasne, siadaj Ross.- uśmiechnęła się.
- Jestem Riker.- zaśmiał się blondyn, a brunetka spaliła buraka.
- Wybacz, jesteście bardzo podobni.
- Rozumiem. Mogę wiedzieć dlaczego siedzisz tutaj, tak sama? Nie bawisz się?
- Nie lubię tego typu imprez.- zaśmiała się nerwowo i chciała kontynuować, lecz chłopak jej przerwał.
- To tak jak ja, ale dlaczego tutaj siedzisz?
- Jakby to powiedzieć, chcę uszczęśliwić Vanessę, robię to dla niej.- uśmiechnęła się.
- O! Kolejna rzecz wspólna.- uśmiechnął się i wyciągnął w jej stronę dłoń.- Zatańczysz?
Laura delikatnie chwyciła za nią i ruszyli na parkiet. Starsza Marano patrzyła na to z uśmiechem, była zadowolona, że jej chłopak stara się o uznanie u jej siostry.
- Mam nadzieję, że przyjdziesz odebrać futerał od gitary, wiesz gdzie mieszkam, więc zapraszam serdecznie.
Laurze na samo wspomnienie tamtego dnia, chciała od niego uciec, ale cieszyła się, że chłopak z tego żartuje. Postanowiła szybko zmienić temat.
- Kochasz ją?
- Ponad wszystko.
- Nie skrzywdzisz jej?
- Nie śmiałbym.
____________________
ELO MELO 3 2 0 IKS DE
Tak przyznaje się, ja Sylwia próbuje być fajna ehehe
Dziękujemy za ostatnie 8 komentarzy, jesteście superhiperekstra
Mamy nadzieję że rozdział się podoba
Raura gadała ze sobą WOOOOO
Rozdział pisany na telefonie, więc przepraszamy za jakiekolwiek błędy!!
( PS nie mam zamiaru pisania książki, wątpię by ktoś ją w ogóle przeczytał, ale kochane pytanie aw)
pozdrawiamy
kochamy
/Szylwietka i Karmen Not (hehehehe)


poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział 5

Wczorajszy wieczór, pełny wrażeń. Laura cała nabuzowana wróciła do domu i zamknęła się w pokoju. Nie zwracała nawet uwagi na pukanie do drzwi, wiedziała że to Vanessa chce z nią pogadać, ale nie miała na to ochoty. Wkurzyło ją to, że jej starsza siostra ma chłopaka, a ona nic o tym nie wie. Ma świadomość, że nie mają zbyt dobrego kontaktu, ale należało jej się trochę zaufania. A zwłaszcza od własnej, rodzonej siostry. Napełniona emocjami, przebrana w piżamę, zgasiła światło i położyła się spać.

*
Nastąpił sobotni ranek. Godzina 8 rano. Laura otworzyła zaspane oczy, po czym je przetarła. Wstała leniwie z łóżka i przeciągnęła się. Wiadomość, że zostaje w domu i nie idzie na wykłady, pierwszy raz w życiu ją zasmuciła. Musi siedzieć z Vanessą, z którą aktualnie jest pokłócona. Podeszła do szafy, wybrała strój na dzisiaj i skierowała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic, gdy wyschła ubrała się. Nałożyła fluid, puder i pomalowała rzęsy. Włosy związała w wysokiego kucyka. Wyszła z łazienki do pokoju i włożyła piżamę pod poduszkę. Robiła wszystko by opóźnić wyjście z pokoju. Gdy poczuła, że jest bardzo głodna, westchnęła i wyszła. Delikatnie stąpała po panelach i przysłuchiwała się, czy czasem Vanessa nie jest w pobliżu. Gdy spostrzegła, że nie ma jej w drugiej łazience, jej pokoju czy salonie, miała nadzieje, że w kuchni też jej nie spotka. No tak, nadzieja matką głupich. Jak tylko przekroczyła próg, zobaczyła czarnowłosą przy stole.
- Hej.- mruknęła pod nosem.
- Cześć, Lau.- powiedziała z uśmiechem. Jak ona może się uśmiechać?
Zaczęła wyciągać potrzebne składniki na omleta, gdy Vanessa się zaśmiała. Brunetka zdziwiona odwróciła się do niej.
- Zrobiłam ci kanapki, są w lodówce.
Laura z wymuszonym uśmiechem schowała jajka, mleko, mąkę i wyjęła talerz z przygotowanym śniadaniem. Wyjęła kubek i nalała sobie soku. Usiadła na drugim końcu stołu i nie zwracała uwagi na siostrę.
- Co ty taka nie w humorze? W ogóle dawno nie widziałam cię z Anselem, coś się stało?- zagadywala Vanessa, powoli popijając kawę. W Laurze już powoli buzowało, dlaczego ona odstawia takie szopki, czy ona serio nie widzi, że coś jest nie tak?- Halo? Ziemia do Laury!
- Ile jesteście razem?- brunetka spojrzała złowrogo na siostrę, oczekując szybkiej odpowiedzi.
- Pięć miesięcy...- szepnęła Van, która wiedziała, że ta rozmowa źle się skończy.
- Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? Oh, przepraszam. Może chciałaś to ukrywać do waszego ślubu?! Ah, czy może to też byś przede mną zataiła? Myślałam, że chociaż trochę mi ufasz i jesteś w stanie powiedzieć mi, że masz chłopaka.
- Ufam ci, Lau. Tylko zrozum mnie. Nie okazywałaś żadnych emocji, kiedy chciałam ci to powiedzieć. Zlewasz mnie cały czas! A tak nagle interesuje cię moje życie?
- Od zawsze mnie interesowało.
Laura rzuciła jej ostatnie spojrzenie, odstawiła talerz do zmywarki, po czym wyszła z domu. Skierowała się wolnym krokiem do parku. Minęły już cztery dni od jej kłotni z Anselem, a oni dalej się do siebie nie odzywają. Cholernie za nim tęskniła, nie wiedziała co ma zrobić, by on jej wybaczył. Zwalała ciągle na niego winę, a dopiero sama zauważyła jak swoim zachowaniem go krzywdziła. Teraz doceniła jego rolę w jej życiu, że nawet przez jej humorki zawsze przy niej był. Zawróciła się i podeszła pod drzwi jego domu. Wahała się czy zapukać, ale strach przed tym, że on nie chce jej widzieć wygrał i już chciała odchodzić, gdy drzwi się otworzyły. Przerażona odwróciła wzrok w tamtą stronę i zobaczyła jego. Opierał się o witrynę ze smutnym wyrazem twarzy.
- Oh, Ansel.- w jej oczach pojawiły się łzy i rzuciła się chłopakowi na szyję.- Tak bardzo cię przepraszam.
- Już dobrze, piękna. Tęskniłem.- mocniej ją przytulił.

*
Sobota u Lynch'ów w pewnym stopniu rozpoczęła się jak zwykle. Wspólne śniadanie i rozmawianie o planach na dzisiejszy dzień. Tylko jeden członek rodziny siedział cicho i dubał widelcem w swoim omlecie biszkoptowym. Ross od czasu do czasu zerkał na uśmiechnięte twarze rodzeństwa czy rodziców. Jak zwykle nie zwracali na niego uwagi, chyba że z prośbą o podanie czegoś. Chciał wstać od stołu i pójść zamknąć się w pokoju, ale nie chciał robić przykrości swojej matce. Kochał ją i doskonale wiedział że ona jego, nawet gdy on podniesie na nią głos lub popełni błędy. Podziwiał ją jak wspaniale każdego z nich wychowała, jak cudownie przekazała im wiedzę o świecie i pomogła odnaleźć pasję. Dzięki niej Ross gra na gitarze, Riker występuje w Dancing with the stars i można tak dalej wymieniać. Dopiero teraz zauważył jak wszyscy się w niego wpatrują.
- Mogę wiedzieć o co chodzi?- zapytał z lekka zmieszany.
- Pytaliśmy się czy podoba ci się pomysł wyjazdu do Las Vegas.- Rydel spojrzała na niego z błyskiem w oku. Oczywiście chciał odpowiedzieć nie, ale nie mógł zrobić przykrości swojej rodzinie. Właśnie tego w sobie nie lubił, zrobiłby wszystko by osoba nie miała zawodu na nim.
- Tak, pewnnie jedźmy tam.- uśmiechnął się i spuścił wzrok. Gdy kątem oka zauważył, że Stormie wstała od stołu i zaczęła zbierać talerze, szybko zaproponował pomoc i zgarniał kubki po herbacie. Wszedł za kobietą do kuchni i włożył naczynia do zlewu, to samo uczyniła Stromie. Podwinął rękawy i spojrzał na matkę.
- Dzisiaj ja pozmywam.- delikatnie się uśmiechnął co kobieta od razu odwzajemniła.
- Dobrze, synku.- przytuliła Rossa do siebie, co go bardzo zaskoczyło ale przygarnął ją mocniej.

*
Godzina 20:30, dom Marano. Laura stała przed lustrem i dokonywała ostatnich poprawek w wyglądzie przed przyjściem Esther. Blondynka jakimś cudem przekonała dziewczynę na pójście do klubu. Obie miały przyjść z osobą towarzyszącą, taki był plan Esther. Laura pogodzona z Anselem od razu o nim pomyślała i szybko zaproponowała wspólne wyjście na co chłopak się zgodził. Wybiła 20:40 i zabrzmiał dzwonek do drzwi, które szybko poszła otworzyć. W progu ujrzała bruneta, więc szybko się do niego przytuliła.
- Oj, cholernie mi tego brakowało.- zaśmiał się.
Laura zaczęła powoli zbierać się do wyjścia, zgarnęła torebkę, założyła tradycyjnie trampki i ostatni raz poprawiła włosy. Wyszli z domu brunetki i wsiedli do auta Ansela. Z Esther mieli się spotkać na miejscu. Gdy dojechali, szybko znaleźli miejsce do zaparkowania. Stanęli w kolejce do klubu, która nie była aż taka duża, więc niecierpliwej Laurze udało się w niej ustać. Gdy weszli do środka brunetka szybko odnalazła przyjaciółkę wzrokiem, złapała Ansela za rękę i zaczęła przepychać się przez tłum.
- Hej, Es.- pocałowała blondynkę w policzek na przywitanie.
- Hejka, Lau.
Przedstawiła Ansela dziewczynie, a ten jako prawdziwy dżentelmen ucałował jej dłoń, czym spowodował rumieńce na jej twarzy.
- Mój znajomy poszedł do toalety, zaraz będzie.
Jak powiedziała Esther, tak było. Do ich stolika podszedł dobrze znany Laurze- blondyn.
- Ross?
________________
HEEEJKA
kolejny rozdział dodany, juhu
PRZEPRASZAM ŻE JEST KRÓTKI, DOSKWIERA MI BRAK WENY KURCZE
co tam u was misiaczki?
PRZEPRASZAM NAJMOCNIEJ ZA BŁĘDY (pisałam na telefonie eh)
PS kto zostawi po sobie jakiś znak jest fajny (i tak jesteście lel) ale chce wiedzieć ile was jest ehe
/Wasza kochana Sylwiaaaa

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 4

Laura od godziny 4:37 siedziała na łóżku wpatrując się spuchniętymi od niewyspania oczyma w półkę z książkami. O czym myślała? Bardzo dobre pytanie. Widząc pożałowanie na jej twarzy można przypuszczać, że o swoim życiu. A dokładniej - o jego braku. Braku życia towarzyskiego. No może nie całkiem "braku", bo miała przecież siostrę, której nie interesował jej los, przyjaciółkę, która miała inne przyjaciółki i Ansela, który zaczynał irytować ją jak tykający zegar... Oni chyba się zaliczają do ludzi, tak? Więc miała życie towarzyskie, tak jakby. Choćby rozmowa ze sprzedawczynią z monopolowego, zawsze coś.
W głębi Laura coraz bardziej miała dość nienawidzenia ludzi. Jasne, byli wkurzający, 3/4 to kretyni, ale nie można mierzyć ludzi miarą innych. Może po prostu miała takiego pecha, że trafiała na samych idiotów? W końcu 1/4 jeszcze jest do przeżycia. Ale gdzie się ona podziała? Pewnie ukrywa się przed światem tak jak Laura, będąc na etapie użalania się nad sobą.
Sprawa, która nie dawała Laurze spokoju, miała na imię Esther.
Jak to jest mieć prawdziwą przyjaciółkę?
Ta rozchichotana panna ciągle chodziła Laurze po głowie. Dopiero około godziny 8 uświadomiła sobie, że tak strasznie pragnie mieć przyjaciółkę. Pewnie - Ansel to świetny kumpel, przyjaciel, brat i takie tam. Ale nie można z nim  gadać o takich dziewczyńskich sprawach... Okres? Dla niego to tylko kilka dni, kiedy Laura zachowuje się jak hiena. Esther by zrozumiała... Chyba.
Szczerze - co Laura mogła o niej tak naprawdę wiedzieć?
Ah, tak. Przecież dzisiaj wykład. Ale coś mi się nie wydaje, żeby nasza Laura się tam wybiera.


*

Esther wyspana i rozradowana widokiem krążącego po niebie słońca, uśmiechnęła się do własnego odbicia w lustrze. Była typem optymisty. Dla niej porażka oznaczała coś w stylu "jak upadnę, to podniosę dwa razy mocniejsza, na dodatek na skrzydłach". Gdyby podzieliła się tą radością z Laurą, ta pewnie skakałaby już pod chmury jak gazela.
Blondynka wrzuciła na siebie kolorowe ciuszki i - bez makijażu, bez śniadania, bez... butów? - ruszyła w stronę domu Lynchów. To była już jej tradycja. Mijała mnóstwo ludzi, którzy wyglądali, jakby zaraz mieli się popłakać. Nie rozumiała tego. Dlaczego ludzie wolą się smucić? Czy to takie trudne zdobyć się na uśmiech? A Esther uśmiech miała jak nikt inny. Nie była może wybitnie piękna, wiedziała to doskonale, tak samo jak cała reszta świata. Ale swoim nastawieniem do życia i najpiękniejszą rzeczą, jaką Bóg ją obdarował - uśmiechem - przyciągała ludzi jak magnez. Prowadziła już nawet kilka kursów antydepresyjnych dla młodych ludzi, na których zarobiła więcej, niż przeciętni ludzie przez pół roku. Cóż, potrafiła każdego wyleczyć ze smutku.
- Królowa wróciła! - krzyknęła na wstępie otwierając drzwi z kopniaka. Na kanapie zastała Rikera, który chyba się nad czymś głowił, albo po prostu lubił czytać gazetę do góry nogami. - Jak tam twoja luba?
Riker dopiero po kilku sekundach zajarzył, że blondynka mówiła do niego. Poderwał się jak na zawołanie, aż okulary spały mu z nosa.
- Bardzo dobrze - jęknął przybierając poważny wyraz twarzy. Zbyt poważny. Czas wkroczyć do akcji.
- Co się dzieje, blondi? - uśmiechnęła się delikatnie i rozczochrała chłopakowi włosy, na co ten prawie niezauważalnie uniósł kąciki ust. Coś go gnębiło i wiedziała to nawet tłusta kobieta jedząca jabłka z obrazu nad telewizorem.
- Wiesz, ona nie daje mi spokoju - westchnął - Mówi, że ma dość ukrywania, a jednak swojej siostrze o nas nie powiedziała. Ona chce, żebym wam ją przedstawił, czaisz? Co na to Ross?
- Żartujesz? Ross umrze ze szczęścia.
- Jasne, to nie taki proste.
- Prostsze niż myślisz, tygrysku. - powiedziała głaszcząc Rikera po plecach, któremu jej dobry humor zaczął się udzielać. Poklepał Esther po ramieniu i wstał widocznie próbując się pozbyć narastającego w nim smutku.
- Może i racja. - usiadł i zaczął wcinać banana. - Wiesz, spotkałem ją wczoraj.
- Kogo?
- Laurę. Oczywiście nie wiedziała, że to ja. W sensie nie wie, że mam cokolwiek z nią wspólnego, z jej siostrą lub czymkolwiek. - chrupnął - Pokazywałem jej kilka chwytów na gitarze. Kiepska z niej uczennica.
Ross wszedł niezauważalnie do kuchni przy salonie i przypadkowo, naprawdę... Jego uszy zaczęły słuchać rozmowy naszej dwójki.
- Też ją widziałam. Nawet gadałyśmy. Jest mega słodka i kochana, tylko o tym nie wie! Albo wie, ale może nie przypadłam jej do gustu i mnie zlała... Nie no, po prostu trzeba jej pokazać, że świat jest czegoś warty.
- Kiedy on wcale nie jest niczego warty. - zawołał Ross zjawiając się w pokoju. - O kim mowa?
Riker i Esther jednocześnie wywrócili oczyma i każde z nich poszło w inną stronę zostawiając Rossa samego z jego negatywną aurą.


*

- Laura, czy ty właśnie grasz w simsy? - ryknęła Vanessa siłując się z suszarką
- Tak. - burknęła tworząc zielonoskórych simów i różowowłose dzieciaki. - Masz z tym jakiś problem?
- Tylko taki, że masz 21 lat.
Laura na przemian klikała lewy przycisk myszy i zdmuchiwała z twarzy kosmyki włosów. Zignorowała uwagę siostry, choć już miała ripostę na końcu języka. Jej simowie właśnie zamieszkali w nowiutkim domu, a jeden z ich sąsiadów dostawał zawału widząc nastolatkę o niebieskiej skórze i żółtych włosach. Usłyszała trzask drzwi, co oznaczało, że panna "zamknij się, jestem starsza" opuściła swoje królestwo. Ale - co zszokowało Laurę bardziej niż śnieg w sierpniu - zostawiła telefon. Przy laptopie siostry. Specjalnie? Nie, z głupoty. To bardzo częste zjawisko w jej wykonaniu.
Nie, kultury.
Szacunku.
Każdy może mieć prywatność.
A kto czytał moje pamiętniki? 
Może Gucio?
Ile dajesz, tyle wraca.
Zamknij się i bierz to.
Pech (nie no, dla Laury szczęście) chciał, że akurat otworzona była rozmowa z kimś o mniej lub bardziej wdzięcznej nazwie "Misiek".
Misiek: Skarbie, sama nic nikomu nie mówisz...
Ja: Tak? Bo mi nie pozwoliłeś.
Misiek: I tak byś jej nie powiedziała.
Ja: Laura jest za głupia, nie zna czegoś takiego jak miłość, wyśmiała by mnie.
Misiek: Moi bracia też nie są zadowoleni... :(
Ja: Riker, błagam cię.
Misiek: No dobra. Postaram się coś z tym zrobić. Nie denerwuj się już.
Ja: (wersja robocza) JESTEM ZA GŁUPIA, TAK? A POKAZAĆ CI GDZIE TWÓJ MÓZG SPOCZYWA OD KILKU LAT? UPS, POPŁYNĄŁ JUŻ ŚCIEKAMI, PRZYKRO MI.
Laura uspokoiła się po chwili i skasowała całą wiadomość. Nie chciała się zniżać do poziomu siostry. A jakież było jej zdziwienie, gdy wchodząc w pełny profil "Miśka" znalazła zdjęcie ów blondyna, przy którym ostatnio zostawiła swój futerał na, ah, gitarę. Czym prędzej weszła na Twitter i wpisała "Riker Lynch" (w tym telefonie była nawet ilość jego włosów na głowie). Obczaiła kilka wpisów chłopaka, aż jej uwagę przykuł niejaki "Rocky Lynch" non-stop twittujący do blondyna. Laura uznała go za "ciacho" i uśmiechnęła się sama do siebie. Po chwili jednak jej twarz zaczęła robić się czerwona ze złości. Czyżby dziewczynie przypomniały się słowa siostry? Dziękując w duchu siłom wyższym, że adres kolesia też był zapisany, włożyła trampki i ruszyła do drzwi ku przygodzie.
Pomińmy fakt, że po dwóch sekundach zdała sobie sprawę, że jest idiotką i wróciła na miejsce. I nawet postanowiła się zrehabilitować i po godzinie leżenia wybrała się na wykłady. Co zrobiła jako pierwsze przekraczając próg uniwersytetu? Zderzyła się z niejakim blondynem, którego chyba już tu kiedyś widziała i możliwe, że w sumie teraz zderzyła się z nim ponownie, ale kto by myślał o takich sprawach.

*

Ross wieczorem wrócił do domu cały poddenerwowany. Jego uczennice trochę za bardzo się do niego przystawiały, no i znowu jakaś łajza na niego wpadła, którą chyba już tam kiedyś widział i możliwe, że w sumie teraz zderzył się z nią ponownie, ale kto by myślał o takich sprawach.
Dwa razy przywalił głową w półkę i dopiero za trzecim zorientował się, że przyczepiona jest do niej karteczka.
Ross? Pewnie ty to czytasz, bo reszta nie zainteresowała by się nawet słoniem w klozecie. A więc, słuchaj - będziemy dzisiaj mieć bardzo, bardzo ważnego gościa i musisz przejąć kontrolę nad domem. Ogarnij Rocky'ego, bo pewnie ogląda z Rylandem Alladyna czy coś w tym stylu, zawołaj Ella i Ryd, bo pewnie się migdalą w pokoju i błagam - posprzątajcie to wariatkowo. Osoba, która dzisiaj tu zawita jest ważniejsza niż prezydent. Liczę na ciebie. Twój najukochańszy, najprzystojniejszy i najmądrzejszy braciszek.
Czyżby Riker postanowił przedstawić rodzince swoją dziewczynę? Na pewno. Ross uśmiechnął się tak szeroko, że zmrużył oczy jak chińczyk, a po jego gałkach ocznych nie było śladu. Rozpoczął przygotowania  w samotności i czym prędzej ruszył na górę, by przebrać się w coś elegantszego.
No, Ross. To twój wieczór.

*

- TU JEST MÓJ TELEFON! - ryknęła Vanessa wparowując do domu. - Mam nadzieję, że nic nie grzebałaś, hę?
- A tu był jakiś telefoooon? - mruknęła Laura zwalając z ramienia torbę i wyciągając notatki z wykładu o fazach depresji.
Vanessa podejrzanie zbyt szybko zakończyła tę rozmowę. Laura odwróciła się i zobaczyła, jak jej siostra szczerzy się do telefonu. Szybko ukryła uśmiech po szalikiem.
- Właśnie się dowiedziałam, że muszę jechać do pracy. Wrócę późno. - zawołała zbyt entuzjastycznie i ponownie wybiegła z domu - jakżeby inaczej - zapominając telefonu. Laura dorwała się do niego i zdążyła przeczytać początek wiadomości od "Misiek", w której chłopak zapraszał ją na kolację na 20. Była 17:30. A może by tak... Nie, nie może przecież tak po prostu poleźć i zapytać o Rikera. A może może? Drzwi nagle się otworzyły, a Laura schowała się pod stołem szybko zostawiając telefon.
- Co robisz pod stołem? - skrzywiła się Vanessa chwytając telefon, po czym znów znikła za drzwiami.
Brunetka złapała torebkę pod pachę.
No, Laura, to twój wieczór.

*

 Młoda panna Marano pod wyznaczony adres dotarła po latach tułaczki. Po drodze myślała, co ma powiedzieć Rikerowi. Że pomyliła adresy, chociaż mieszka 10 kilometrów stąd? Przecież on musi znać ją doskonale - genialnie, świetnie - z opowieści Vanessy. A co ona o nim wie? No, teraz już większość po przejrzeniu telefonu siostry. Ale jedna sprawa nie dawała Laurze spokoju: przecież Riker wiedział, że to Laura siedziała pod drzewem i - zamiast ją wtajemniczyć - nic nie zrobił. Dobra, nauczył ją 1/4 jednego z chwytów. Ale to wszystko. Stanęło na tym, że po prostu powie prawdę. Cóż, czasem trzeba podejść do sprawy na poważnie.
Z trzęsącymi rękami podeszła do drzwi i chwyciła klamkę. Trwała tak przez dłuższą chwilę, po czym trochę zbyt mocno zapukała do drzwi. Po kilku sekundach drzwi uchylił pewien chłopak. Spojrzała na niego z ukosa przypominając sobie obraz Rikera, ale blond czupryna upewniła ją w przekonaniu, że to on.
- Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? - zaczął niepewnie lustrując Laurę wzrokiem.
- Daj spokój. Nie zgrywaj głupka. Znam ciebie, a ty mnie, koniec tajemnic. - rzuciła i przecisnęła się do środka. - Musimy pogadać. Zrób mi herbatkę, jak możesz. Zapowiada się długa rozmowa.
Blondyn skierował się do kuchni kalkulując wszystko w głowie. Po chwili jednak doznał olśnienia i aż zaksztusił się resztkami kawy z kubka. Brązowe włosy. Brązowe oczy. Szczupła. Identiko jak z opisu Esther. Na dodatek Riker się gdzieś podział, a on jeszcze nie skończył sprzątać.
Dlaczego Vanessa tak szybko się tu zjawiła?!

 Laura nerwowo kręciła się na fotelu przyglądając się zdjęciom na ścianie. Małe bobaski kąpiące się w wannie. Grupka dzieciaków zjadających trawę. Nagle do pokoju wszedł pewien brunet, na widok którego Laurze zrobiło się cieplej na serduchu. Chłopak spojrzał na nią z ukosa po czym szczęka opadła mu na ziemię.
- Ah, to ty jesteś...
- Tak - uśmiechnęła się nieśmiało Laura. Mimo wszystko gotowało się w niej jak nigdy. Cała rodzina Lynchów o nie wie, a ona do dzisiaj nie miała pojęcia kim jest Riker. Życiowy przegryw.

 - Stary, co Vanessa tutaj robi?! Jest po 18! - ryknął Rocky wkradając się do kuchni i zamykając za sobą drzwi.
- A myślisz, że ja wiem? No i gdzie ten kretyn Riker?
Z salonu dobiegł ich pisk. Ross wyleciał sprawdzić co się dzieje. A co się działo? Otóż zastał pewną przerażoną brunetkę stojącą na szafce pod telewizorem, trzymającą w dłoniach wyszywaną diamentami poduszkę z butem w keczupie. Niecodzienny widok? Nie w domu Lynchów.
- Coś się stało? - odparł zbity z tropu blondyn, na co Laura czerwieniąc się zeszła z szafki trąc rękaw.
- No... Znalazłam szczura pod poduszką.... I burgera przy okazji.... - mruknęła wyraźnie zmieszana, na co Ross tylko kiwnął na znak, że rozumie i ryknął na cały dom:
- ELLINGTON.
Po kilku sekundach na schodach zjawił się na wpół ubrany brunet trzymając w dłoni spodnie. Laura zaśmiała się szczerze widząc jego reakcję.
- Co tu, do jasnej Anielki, robi Stefan? I dlaczego żre burgera pod poduszką w salonie? - wycedził blondyn, co rozbawiło Laurę niemiłosiernie, lecz dzielnie wstrzymywała się od śmiechu. Brunet wydukał coś w stylu "ekhe, mhm, omh",  zabrał szczura Stefana i, gubiąc po drodze pasek ze spodni, wbiegł na górę.
- Przepraszam, tak już jest w tym domu, spróbuj się przyzwyczaić - odparł widocznie zrozpaczony Ross składając ręce w geście błagania. Laura obdarzyła go krótkim uśmiechem. Rodzina. Już dawno zapomniała jak to jest ją mieć. - Coś nie tak? - zapytał chłopak widząc niepewną minę dziewczyny. Ta tylko zamrugała chwilę i usiadła ponownie na kanapie.
- Wiesz, u nas w domu jest zupełnie inaczej. - zaczęła marszcząc nos - Moja siostra jest dość sztywna. O wszystko się mnie czepia.
- Tak to jest z młodszym rodzeństwem. Sam taki jestem. - odparł Ross posyłając dziewczynie uśmiech.
- Starszym. Ona jest starsza.
- Riker coś wspominał, że masz młodszą siostrę. A może mi się przesłyszało, nie wiem.
Laura w tym momencie spojrzała na blondyna jak na słonia w basenie.
- Jak to Riker... - mruknęła, ale w tym samym czasie oboje usłyszeli trzask drzwi i do pokoju wbiegła rozchichotana para. Kto to mógł być? Nikt inny jak Riker oraz Vanessa.
Ross i Laura spojrzeli po sobie i nic nie rozumiejąc przenieśli wzrok na niespodziewanych gości.
- Laura? - Vanessie szczęka opadła aż po piwnicę.
- Laura? - powtórzył Ross krzywiąc się.
- Riker? - zdziwiła się Laura porównując w myślach obraz zapamiętanego Rikera z tym, który przed chwilą tu zawitał.
Nagle pokój zapełnił się cichym śmiechem pewnej blondynki, która nie wiadomo skąd znalazła się w pokoju. Esther już chciała coś powiedzieć, ale zanim zdążyła to zrobić, Laura czerwona jak burak ruszyła do wyjścia, Ross blady jak ściana począł wbiegać na schody, a Riker i Vanessa stali na środku pokoju zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją.
- Nie wiem, o co chodzi... - zaczął skrzywiony Riker - ale takie sytuacje to tutaj norma. Więc proszę, rozgość się.

*


Hej kaczuszki!
Musieliście trochę czekać, ale i tak mniej niż ostatnio. Wybaczycie? Musicie, hehe.
Nie będę mówiła, kiedy będzie kolejny rozdział, bo mówić sobie mogę, a robić też.
Dlatego rozdział raczej nie pojawi się w tym miesiącu, to tak na 99%. No chyba, że Sylwii się zechce coś napisać. No nie tyle co zechce, co jak wena ją najdzie. A przy szkole to nie jest częste.:)))))))))))))))
Życzę Wam miłej majówki (w którą pewnie pojawi się rozdział, ale ja nic nie mówię) i przeżycia ostatnich dni szkoły.
/CN
PS Ktoś pisał ostatnio egzaminy? I jak Wam poszło?

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 3

- No, opowiadaj. - rzucił Ansel rozsiadając się na krześle naprzeciwko Laury. Na szybie obok ich stolika wisiał ogromny szyld z napisem Paradise. Była to ulubiona kawiarnia tej dwójki. Zawsze siadali przy tym samym stoliku, a właścicielka znała ich od dzieciaka.
- Szczerze?
- Szczerze.
- Poznałam kogoś. - uśmiechnęła się sącząc turecką herbatkę.
- Serio?
- Nie. - burknęła.
Ansel ściągnął brwi w niesmaku. Przypomniał sobie, kiedy to za malucha Laura była najbardziej uśmiechniętą i rozradowaną dziewczynką w okolicy i wzruszył ramionami w lekkim niedowierzaniu.
- Hej, jesteś tu? - brunetka pomachała mu przed nosem chusteczką.
- A ty? Jest tutaj Lola?!
- Miałeś mnie tak nie nazywać! - zdenerwowała się widząc uśmiech przyjaciela. Lolą nazywały ją babcie z sąsiedztwa, kiedy to młoda Marano nie potrafiła jeszcze dokładnie mówić i zagadywała do ludzi mówiąc: Jesem Lola. Laurę wkurzało wszystko, co związane było z dzieciństwem. A najbardziej to, że nawet wtedy Vanessa była bardziej lubiana przez sąsiadów. Weź sobie lizaczka, Vanesso. A ty, Lauro, nie powinnaś jeść słodyczy, zobacz jaka z ciebie jest kluseczka.  - Jesteś okrutny!
Kiedy Ansel wspomniał o powyższej sytuacji, Laura rzuciła na niego takie spojrzenie, że ten zaczął pokładać się ze śmiechu. Oboje nie zauważyli, że poczęła im się przyglądać pewna urodziwa blondynka.
- Niesamowicie śmieszne. - odparła Laura krzyżując ręce.
- Już, przepraszam, skarbie.
- Miałeś mnie nie nazywać skarbem! Przecież w taki sposób nigdy sobie nikogo nie znajdziesz, wszyscy pomyślą, że jesteśmy parą.
- Kiedyś byliśmy. - zarechotał.
- W wieku 5 lat. - ryknęła Laura, na co zachichotała nawet podchodząca do nich właścicielka lokalu.

*

Esther z zainteresowaniem wpatrywała się w parę przyjaciół i chciała podsłuchać czy nie mówią czegoś o Rossie. Rozpoznała brunetkę, która zderzyła się z chłopakiem pod uczelnią. Stwierdziła, że może uda jej się znaleźć idealną partnerkę dla blondyna. Usiadła jakieś dwa stoliki od nich, po złożeniu zamówienia na gorącą czekoladę i pyszny jabłecznik, zaczęła przysłuchiwać się rozmowie przyjaciół i w telefonie zapisywała ciekawostki o brunetce.
- Jak idzie pisanie kolejnych hitów, bąblu?
- Wcale nie jestem jakimś bąblem! Nie mam żadnej weny, kolejny miesiąc siedzę nad tą piosenką i nie mam pomysłów.
*lubi muzykę
- Co robisz w przyszły weekend? Może gdzieś pojedziemy? Plaża? - Ansel szturchnął przyjaciółkę w ramię.
- Oh, Ansel! Dobrze wiesz, że weekendy spędzam nad czytaniem po raz kolejny Niezgodnej.- brunetka teatralnie wywróciła oczami, jakby jej plany były oczywiste. Bo były.
*kocha Niezgodną
- A jak gra na gitarze?- chłopak zaśmiał się, ponieważ wiedział, że Lau nie lubi o tym gadać.
- Mieliśmy o tym nie rozmawiać! Dobrze wiesz, że mi nie idzie! Chcę się nauczyć, ale nie potrafię!- brunet mając dosyć krzyków dziewczyny, wepchnął jej do buzi łyżeczkę z kawałkiem sernika. Esther widząc tą sytuację dość głośno się zaśmiała, brunetka słysząc to z pełną buzią odwróciła się w jej stronę. Ansel widząc to, wiedział że coś się wydarzy, więc wyjął pieniądze na rachunek. Laura wstała i przełknęła ciasto, i podeszła do blondynki.
- Ja ciebie widziałam! Pod uczelnią! Za krzakami!
- To chyba jakaś pomyłka.- Esther delikatnie się uśmiechnęła.
- Naprawdę!
Zrezygnowany Ansel podszedł do dziewczyn i wziął pod ramię przyjaciółkę.
- Witam. Najmocniej przepraszam, za zachowanie koleżanki. Zdesperowana szuka przygód w życiu, z powodu braku chłopaka. Pewnie rozumiesz, a teraz wybacz musimy iść.- brunet puścił oczko dziewczynie, wyprowadzając brunetkę z kawiarni.
chce nauczyć się gry na gitarze
* NIE MA CHŁOPAKA 
Blondynka wiedziała, że z tą dziewczyną nie będzie nudno. Musiała wymyślić tylko plan, jak zapoznać z nią Rossa. W głowie zaczęła tworzyć, coraz to nowsze i dziwniejsze plany dla dwojga.
Uśmiechnięta wstała od stołu zostawiając nienaruszone zamówienie, zapłaciła i wyszła z budynku.

*
Laura i Ansel powolnie wracali w stronę domu brunetki. Dziewczyna tak dokuczała chłopakowi, że w pewnym momencie znalazła się w rowie. popchnięta przez bruneta. Gdy zobaczył grymas złości na twarzy Lau, szybko podbiegł do niej i pomógł jej wyjść. Wie dobrze, że dziewczyna się nie gniewa, bo ta sytuacja to rutyna. Objął ją ramieniem i szli dalej. Głośno westchnął, czym zwrócił uwagę brunetki.
- Czasami zastanawiam się, gdzie podziała się moja mała, szalona Laura.
- Ansel, mam prawie dwadzieścia jeden lat, dorosłam.
- Ale, Laura! Masz dwudziestkę na karku! To młody wiek! Zachowujesz się jak co najmniej sześćdziesięciolatka! Zrób coś w końcu!
- Przestań! Dobrze wiesz, że mam masę roboty! Studia! Szukanie pracy! Nie mam siły na debilną zabawę! Też powinieneś coś zrobić ze sobą!
- Robię! Imprezuje, poznaje nowych ludzi! Mam życie! Masz jeszcze tyle czasu, by zacząć pracę! Wyjdź czasem do ludzi! Mnie kiedyś może zabraknąć!
- Nie mów tak! Nie widzę takiej potrzeby, wystarczysz mi tylko ty! Jeżeli coś ci nie pasuje, idź!
- Wszystko gra! Tylko daje ci do zrozumienia, żebyś zaczęła czerpać radość z życia...
- Ansel! Daj spokój, dorosłam i koniec, to nie dla mnie.
- Laura, nie...
- Anesl, skończyłam dyskusję z tobą. Cześć.
Brunetka odwróciła się i szła w stronę domu. Powstrzymywała łzy, które aż pchały się, by tylko zacząć spływać po jej policzkach. Nigdy nie lubiła się kłócić z Anselem, a od pewnego czasu zdarza im się to dość często. Ona sama, bardzo żałuję że się zmieniła, nie chciała, ale coś ją do tego pchnęło. Dobrze wie, że rani tym siostrę i najlepszego przyjaciela. Ale nie chce być traktowana jak dziecko, chce w końcu się usamodzielnić. Jedna łza wyleciała z kącika oka i powoli zaczęła spływać po jej policzku, którą szybko starła. Szła ze spuszczoną głową, dopóki nie wpadła na jakąś dziewczynę. Podniosła głowę i wymusiła delikatny uśmiech.
- Wybacz, nie patrzyłam jak idę.- chciała ominąć blondynkę, lecz poczuła jej dłoń na ramieniu.- Nie za bardzo wiem, o co chodzi.
- Pewnie zaraz zauważysz, że to ja jestem tą spod uczelni i z kawiarni. Nie myśl, że cię prześladuję czy coś. Mieszkam niedaleko.
- Faktycznie, to ty. Fajnie wiedzieć.- Laura nie miała ochoty na rozmowę, więc zbywała blondynkę.
- Jestem Esther.- dziewczyna wyciągnęła do Lau rękę z szerokim uśmiechem.
- Laura.- brunetka delikatnie odwzajemniła gest blondynki i ścisnęła dłoń nowej koleżanki.
- Przejdziemy się?
- Słuchaj, Esther, muszę iść do domu, siostra ma sprawę.
- Odprowadzę cię.- blondynka zaczęła iść powolnym krokiem, a Laura ruszyła zaraz po niej.
- Nie chcę ci robić kłopotu, dotrę sama, pewnie masz dom w drugą stronę. Serio, nie trzeba.- brunetka zaczęła wymigiwać się, lecz blondynka szła dalej.
- Nie zamykaj się przede mną, Laura. Chcę cię poznać, dom mam w tą stronę co ty, więc nie panikuj.
Ruszyły w stronę domu Laury i zaczęły opowiadać coś na swój temat. Brunetka zeszła też na temat Ansela, widziała jak on na nią spojrzał, więc dlaczego go nie zareklamować. W podobnym kierunku chciała iść Esther, chciała powiedzieć kilka słów o Rossie, ale zdecydowała, że to za wcześnie. Weszły na działkę Laury, a rozmów nie było końca. Podeszły do drzwi wejściowych i uśmiechnęły się do siebie.
- Koniecznie musimy to powtórzyć.- Laura ponownie uśmiechnęła się.- Wybacz, że na początku byłam dość oschła, ciężki dzień po prostu.
- Rozumiem, nic się nie stało. Na pamiątkę naszego spotkania, zdjęcie?- Esther włączyła Snapchata i zrobiły wspólne zdjęcie, które blondynka wstawiła na My story. Przytuliły się na pożegnanie, gdy nagle drzwi się otworzyły, a one odskoczyły od siebie.
- Laura! Ile można czekać! Napisałam do ciebie...- chciała kontynuować, lecz zobaczyła blondynkę.- Czy to nie ty przyszłaś kiedyś na plan do mojego ch... kolegi?
Esther zrozumiała, że Laura nie wie, że Vanessa ma chłopaka, więc musiała kontynuować zabawę, że ona też nic nie wie.
- Tak, to ja. Esther.- wyciągnęła dłoń, którą Van uścisnęła z uśmiechem.- Zmywam się, miło było was poznać.- uśmiechnęła się i pomachała dziewczynom, wychodząc z działki Marano.

*
  Kolejny dzień. Niedzielny poranek. Znaczy, dla niektórych 13, czyli popołudnie. Laura leżąc od godziny z myślą, że jutro o tej godzinie będzie na wykładach, ma ochotę zostać w łóżku na zawsze. Mijały kolejne minuty dnia, a brunetka leżała i rozmyślała. Ma prawie dwadzieścia jeden lat, a doskwiera ją brak pracy. Po głowie chodziły jej ciągle słowa Ansela, które dały jej wiele do przemyślenia. Ciągle próbowała wmówić sobie, że on nie ma racji. Aż w końcu doszła do wniosku, że to ona się myli. Jest wściekła, za to jak go wczoraj potraktowała. Znają się tyle lat, on był zawsze jak go potrzebowała. Nawet z głupich błahostek, na przykład jak zerwał z nią chłopak, mimo że byli ze sobą tylko kilka dni, bo stwierdził, że się pośpieszył. Siedział przy niej i pilnował by nie zadręczała się tym. Tylko jak ma teraz, od tak powrócić do poprzedniej wersji siebie?
Pierwszy krok: zacząć być otwartą na nowe znajomości. 
Gdy wybiła 15, brunetka była ubrana, po śniadaniu i tylko czekała, aż ktoś ją odwiedzi. Miała nadzieję, że Ansel domyśli się, że ma przyjść. Wstydziła się do niego zadzwonić. Usłyszała dzwonek do drzwi i pędem wstała od telewizora. Otworzyła drzwi i jakie było jej zaskoczenie, gdy zastała za nimi listonosza.
- Dzień dobry, myślałam, że nie roznosi się poczty w niedzielę.- uśmiechnęła się.
- Żeby jeszcze było tak dobrze, to nie słyszałem.- zaśmiał się.- Mam paczkę dla pani Vanessy Marano. To tutaj?
- Tak, to moja siostra.- podpisała wszystko i wzięła pudełko od mężczyzny, podziękowała, życzyła miłego dnia i zamknęła drzwi. Poszła do pokoju Vanessy i odłożyła paczkę na jej łóżku. Skierowała się do siebie. Stwierdziła, że nie będzie gniła cały dzień w domu i użalała się nad sobą. Przebrała się  i poszła do łazienki. Związała włosy w kucyka, zrobiła delikatny makijaż i psiknęła się ulubionymi perfumami. Wróciła do pokoju, zgarniając małą torebkę, a do niej, telefon, portfel i klucze. Zarzuciła ją na ramię, a następnie gitarę w futerale. W przedpokoju założyła swoje czarne conversy, a na na nos okulary przeciw słoneczne. Wolnym krokiem skierowała się do parku, który był jakieś dziesięć minut od jej domu. Gdy dotarła na miejsce, usiadła na ławce pod wielkim dębem. Wyjęła gitarę z pokrowca i delikatnie zaczęła jeździć opuszkami palców po strunach, a później robiła to odważniej. Słyszała, że nic z tego nie wychodzi, lecz grała z myślą, że gdy będzie ciągnęła to dalej, jednak coś stworzy. Ze złości walnęła w instrument, gdy spostrzegła, że ktoś koło niej siedzi i się przygląda. Spojrzała w jego stronę, chłopak, blondyn, brąz oczy, słodki uśmiech. O nie?
- Tak ci się przyglądam i to cudne jak zatracasz się w muzyce, ale też trochę wiary w siebie.
- Staram się.- burknęła.
- Widzę to, ale na początku. Źle trzymasz gitarę, odwrotnie i nie ciśnij tak po strunach.- pomógł jej, a ona coraz bardziej się mieszała.- Spróbuj teraz, coś zagrać.
Lekko trzęsącymi się dłońmi, zaczęła jeździć po strunach, jakie było jej zdziwienie, że wyszedł w końcu jakiś płynny dźwięk.
- Dziękuję.- wstała jak oparzona i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu. Nie zwracała uwagi na wołanie chłopaka i na to, że zapomniała futerału.
A miałam poznawać nowych ludzi.
___________________
SIEMKA
PRZEPRASZAMY, ŻE ROZDZIAŁU NIE BYŁO! <333
Ale masa spraw na głowie :/ Mamy nadzieję, że nas nie zabijecie ;__;
Mam nadzieję, że się podoba i jest mało błędów! :D
PS PINNI PAY ODPOWIEDZIAŁAM NA TWOJE PYTANIA I DOŁĄCZYŁAM JE DO POPRZEDNICH NOMINACJI <LINKACZ>
/Sylwiaaa i Baśkaaa, kochamy was!