piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 4

Laura od godziny 4:37 siedziała na łóżku wpatrując się spuchniętymi od niewyspania oczyma w półkę z książkami. O czym myślała? Bardzo dobre pytanie. Widząc pożałowanie na jej twarzy można przypuszczać, że o swoim życiu. A dokładniej - o jego braku. Braku życia towarzyskiego. No może nie całkiem "braku", bo miała przecież siostrę, której nie interesował jej los, przyjaciółkę, która miała inne przyjaciółki i Ansela, który zaczynał irytować ją jak tykający zegar... Oni chyba się zaliczają do ludzi, tak? Więc miała życie towarzyskie, tak jakby. Choćby rozmowa ze sprzedawczynią z monopolowego, zawsze coś.
W głębi Laura coraz bardziej miała dość nienawidzenia ludzi. Jasne, byli wkurzający, 3/4 to kretyni, ale nie można mierzyć ludzi miarą innych. Może po prostu miała takiego pecha, że trafiała na samych idiotów? W końcu 1/4 jeszcze jest do przeżycia. Ale gdzie się ona podziała? Pewnie ukrywa się przed światem tak jak Laura, będąc na etapie użalania się nad sobą.
Sprawa, która nie dawała Laurze spokoju, miała na imię Esther.
Jak to jest mieć prawdziwą przyjaciółkę?
Ta rozchichotana panna ciągle chodziła Laurze po głowie. Dopiero około godziny 8 uświadomiła sobie, że tak strasznie pragnie mieć przyjaciółkę. Pewnie - Ansel to świetny kumpel, przyjaciel, brat i takie tam. Ale nie można z nim  gadać o takich dziewczyńskich sprawach... Okres? Dla niego to tylko kilka dni, kiedy Laura zachowuje się jak hiena. Esther by zrozumiała... Chyba.
Szczerze - co Laura mogła o niej tak naprawdę wiedzieć?
Ah, tak. Przecież dzisiaj wykład. Ale coś mi się nie wydaje, żeby nasza Laura się tam wybiera.


*

Esther wyspana i rozradowana widokiem krążącego po niebie słońca, uśmiechnęła się do własnego odbicia w lustrze. Była typem optymisty. Dla niej porażka oznaczała coś w stylu "jak upadnę, to podniosę dwa razy mocniejsza, na dodatek na skrzydłach". Gdyby podzieliła się tą radością z Laurą, ta pewnie skakałaby już pod chmury jak gazela.
Blondynka wrzuciła na siebie kolorowe ciuszki i - bez makijażu, bez śniadania, bez... butów? - ruszyła w stronę domu Lynchów. To była już jej tradycja. Mijała mnóstwo ludzi, którzy wyglądali, jakby zaraz mieli się popłakać. Nie rozumiała tego. Dlaczego ludzie wolą się smucić? Czy to takie trudne zdobyć się na uśmiech? A Esther uśmiech miała jak nikt inny. Nie była może wybitnie piękna, wiedziała to doskonale, tak samo jak cała reszta świata. Ale swoim nastawieniem do życia i najpiękniejszą rzeczą, jaką Bóg ją obdarował - uśmiechem - przyciągała ludzi jak magnez. Prowadziła już nawet kilka kursów antydepresyjnych dla młodych ludzi, na których zarobiła więcej, niż przeciętni ludzie przez pół roku. Cóż, potrafiła każdego wyleczyć ze smutku.
- Królowa wróciła! - krzyknęła na wstępie otwierając drzwi z kopniaka. Na kanapie zastała Rikera, który chyba się nad czymś głowił, albo po prostu lubił czytać gazetę do góry nogami. - Jak tam twoja luba?
Riker dopiero po kilku sekundach zajarzył, że blondynka mówiła do niego. Poderwał się jak na zawołanie, aż okulary spały mu z nosa.
- Bardzo dobrze - jęknął przybierając poważny wyraz twarzy. Zbyt poważny. Czas wkroczyć do akcji.
- Co się dzieje, blondi? - uśmiechnęła się delikatnie i rozczochrała chłopakowi włosy, na co ten prawie niezauważalnie uniósł kąciki ust. Coś go gnębiło i wiedziała to nawet tłusta kobieta jedząca jabłka z obrazu nad telewizorem.
- Wiesz, ona nie daje mi spokoju - westchnął - Mówi, że ma dość ukrywania, a jednak swojej siostrze o nas nie powiedziała. Ona chce, żebym wam ją przedstawił, czaisz? Co na to Ross?
- Żartujesz? Ross umrze ze szczęścia.
- Jasne, to nie taki proste.
- Prostsze niż myślisz, tygrysku. - powiedziała głaszcząc Rikera po plecach, któremu jej dobry humor zaczął się udzielać. Poklepał Esther po ramieniu i wstał widocznie próbując się pozbyć narastającego w nim smutku.
- Może i racja. - usiadł i zaczął wcinać banana. - Wiesz, spotkałem ją wczoraj.
- Kogo?
- Laurę. Oczywiście nie wiedziała, że to ja. W sensie nie wie, że mam cokolwiek z nią wspólnego, z jej siostrą lub czymkolwiek. - chrupnął - Pokazywałem jej kilka chwytów na gitarze. Kiepska z niej uczennica.
Ross wszedł niezauważalnie do kuchni przy salonie i przypadkowo, naprawdę... Jego uszy zaczęły słuchać rozmowy naszej dwójki.
- Też ją widziałam. Nawet gadałyśmy. Jest mega słodka i kochana, tylko o tym nie wie! Albo wie, ale może nie przypadłam jej do gustu i mnie zlała... Nie no, po prostu trzeba jej pokazać, że świat jest czegoś warty.
- Kiedy on wcale nie jest niczego warty. - zawołał Ross zjawiając się w pokoju. - O kim mowa?
Riker i Esther jednocześnie wywrócili oczyma i każde z nich poszło w inną stronę zostawiając Rossa samego z jego negatywną aurą.


*

- Laura, czy ty właśnie grasz w simsy? - ryknęła Vanessa siłując się z suszarką
- Tak. - burknęła tworząc zielonoskórych simów i różowowłose dzieciaki. - Masz z tym jakiś problem?
- Tylko taki, że masz 21 lat.
Laura na przemian klikała lewy przycisk myszy i zdmuchiwała z twarzy kosmyki włosów. Zignorowała uwagę siostry, choć już miała ripostę na końcu języka. Jej simowie właśnie zamieszkali w nowiutkim domu, a jeden z ich sąsiadów dostawał zawału widząc nastolatkę o niebieskiej skórze i żółtych włosach. Usłyszała trzask drzwi, co oznaczało, że panna "zamknij się, jestem starsza" opuściła swoje królestwo. Ale - co zszokowało Laurę bardziej niż śnieg w sierpniu - zostawiła telefon. Przy laptopie siostry. Specjalnie? Nie, z głupoty. To bardzo częste zjawisko w jej wykonaniu.
Nie, kultury.
Szacunku.
Każdy może mieć prywatność.
A kto czytał moje pamiętniki? 
Może Gucio?
Ile dajesz, tyle wraca.
Zamknij się i bierz to.
Pech (nie no, dla Laury szczęście) chciał, że akurat otworzona była rozmowa z kimś o mniej lub bardziej wdzięcznej nazwie "Misiek".
Misiek: Skarbie, sama nic nikomu nie mówisz...
Ja: Tak? Bo mi nie pozwoliłeś.
Misiek: I tak byś jej nie powiedziała.
Ja: Laura jest za głupia, nie zna czegoś takiego jak miłość, wyśmiała by mnie.
Misiek: Moi bracia też nie są zadowoleni... :(
Ja: Riker, błagam cię.
Misiek: No dobra. Postaram się coś z tym zrobić. Nie denerwuj się już.
Ja: (wersja robocza) JESTEM ZA GŁUPIA, TAK? A POKAZAĆ CI GDZIE TWÓJ MÓZG SPOCZYWA OD KILKU LAT? UPS, POPŁYNĄŁ JUŻ ŚCIEKAMI, PRZYKRO MI.
Laura uspokoiła się po chwili i skasowała całą wiadomość. Nie chciała się zniżać do poziomu siostry. A jakież było jej zdziwienie, gdy wchodząc w pełny profil "Miśka" znalazła zdjęcie ów blondyna, przy którym ostatnio zostawiła swój futerał na, ah, gitarę. Czym prędzej weszła na Twitter i wpisała "Riker Lynch" (w tym telefonie była nawet ilość jego włosów na głowie). Obczaiła kilka wpisów chłopaka, aż jej uwagę przykuł niejaki "Rocky Lynch" non-stop twittujący do blondyna. Laura uznała go za "ciacho" i uśmiechnęła się sama do siebie. Po chwili jednak jej twarz zaczęła robić się czerwona ze złości. Czyżby dziewczynie przypomniały się słowa siostry? Dziękując w duchu siłom wyższym, że adres kolesia też był zapisany, włożyła trampki i ruszyła do drzwi ku przygodzie.
Pomińmy fakt, że po dwóch sekundach zdała sobie sprawę, że jest idiotką i wróciła na miejsce. I nawet postanowiła się zrehabilitować i po godzinie leżenia wybrała się na wykłady. Co zrobiła jako pierwsze przekraczając próg uniwersytetu? Zderzyła się z niejakim blondynem, którego chyba już tu kiedyś widziała i możliwe, że w sumie teraz zderzyła się z nim ponownie, ale kto by myślał o takich sprawach.

*

Ross wieczorem wrócił do domu cały poddenerwowany. Jego uczennice trochę za bardzo się do niego przystawiały, no i znowu jakaś łajza na niego wpadła, którą chyba już tam kiedyś widział i możliwe, że w sumie teraz zderzył się z nią ponownie, ale kto by myślał o takich sprawach.
Dwa razy przywalił głową w półkę i dopiero za trzecim zorientował się, że przyczepiona jest do niej karteczka.
Ross? Pewnie ty to czytasz, bo reszta nie zainteresowała by się nawet słoniem w klozecie. A więc, słuchaj - będziemy dzisiaj mieć bardzo, bardzo ważnego gościa i musisz przejąć kontrolę nad domem. Ogarnij Rocky'ego, bo pewnie ogląda z Rylandem Alladyna czy coś w tym stylu, zawołaj Ella i Ryd, bo pewnie się migdalą w pokoju i błagam - posprzątajcie to wariatkowo. Osoba, która dzisiaj tu zawita jest ważniejsza niż prezydent. Liczę na ciebie. Twój najukochańszy, najprzystojniejszy i najmądrzejszy braciszek.
Czyżby Riker postanowił przedstawić rodzince swoją dziewczynę? Na pewno. Ross uśmiechnął się tak szeroko, że zmrużył oczy jak chińczyk, a po jego gałkach ocznych nie było śladu. Rozpoczął przygotowania  w samotności i czym prędzej ruszył na górę, by przebrać się w coś elegantszego.
No, Ross. To twój wieczór.

*

- TU JEST MÓJ TELEFON! - ryknęła Vanessa wparowując do domu. - Mam nadzieję, że nic nie grzebałaś, hę?
- A tu był jakiś telefoooon? - mruknęła Laura zwalając z ramienia torbę i wyciągając notatki z wykładu o fazach depresji.
Vanessa podejrzanie zbyt szybko zakończyła tę rozmowę. Laura odwróciła się i zobaczyła, jak jej siostra szczerzy się do telefonu. Szybko ukryła uśmiech po szalikiem.
- Właśnie się dowiedziałam, że muszę jechać do pracy. Wrócę późno. - zawołała zbyt entuzjastycznie i ponownie wybiegła z domu - jakżeby inaczej - zapominając telefonu. Laura dorwała się do niego i zdążyła przeczytać początek wiadomości od "Misiek", w której chłopak zapraszał ją na kolację na 20. Była 17:30. A może by tak... Nie, nie może przecież tak po prostu poleźć i zapytać o Rikera. A może może? Drzwi nagle się otworzyły, a Laura schowała się pod stołem szybko zostawiając telefon.
- Co robisz pod stołem? - skrzywiła się Vanessa chwytając telefon, po czym znów znikła za drzwiami.
Brunetka złapała torebkę pod pachę.
No, Laura, to twój wieczór.

*

 Młoda panna Marano pod wyznaczony adres dotarła po latach tułaczki. Po drodze myślała, co ma powiedzieć Rikerowi. Że pomyliła adresy, chociaż mieszka 10 kilometrów stąd? Przecież on musi znać ją doskonale - genialnie, świetnie - z opowieści Vanessy. A co ona o nim wie? No, teraz już większość po przejrzeniu telefonu siostry. Ale jedna sprawa nie dawała Laurze spokoju: przecież Riker wiedział, że to Laura siedziała pod drzewem i - zamiast ją wtajemniczyć - nic nie zrobił. Dobra, nauczył ją 1/4 jednego z chwytów. Ale to wszystko. Stanęło na tym, że po prostu powie prawdę. Cóż, czasem trzeba podejść do sprawy na poważnie.
Z trzęsącymi rękami podeszła do drzwi i chwyciła klamkę. Trwała tak przez dłuższą chwilę, po czym trochę zbyt mocno zapukała do drzwi. Po kilku sekundach drzwi uchylił pewien chłopak. Spojrzała na niego z ukosa przypominając sobie obraz Rikera, ale blond czupryna upewniła ją w przekonaniu, że to on.
- Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? - zaczął niepewnie lustrując Laurę wzrokiem.
- Daj spokój. Nie zgrywaj głupka. Znam ciebie, a ty mnie, koniec tajemnic. - rzuciła i przecisnęła się do środka. - Musimy pogadać. Zrób mi herbatkę, jak możesz. Zapowiada się długa rozmowa.
Blondyn skierował się do kuchni kalkulując wszystko w głowie. Po chwili jednak doznał olśnienia i aż zaksztusił się resztkami kawy z kubka. Brązowe włosy. Brązowe oczy. Szczupła. Identiko jak z opisu Esther. Na dodatek Riker się gdzieś podział, a on jeszcze nie skończył sprzątać.
Dlaczego Vanessa tak szybko się tu zjawiła?!

 Laura nerwowo kręciła się na fotelu przyglądając się zdjęciom na ścianie. Małe bobaski kąpiące się w wannie. Grupka dzieciaków zjadających trawę. Nagle do pokoju wszedł pewien brunet, na widok którego Laurze zrobiło się cieplej na serduchu. Chłopak spojrzał na nią z ukosa po czym szczęka opadła mu na ziemię.
- Ah, to ty jesteś...
- Tak - uśmiechnęła się nieśmiało Laura. Mimo wszystko gotowało się w niej jak nigdy. Cała rodzina Lynchów o nie wie, a ona do dzisiaj nie miała pojęcia kim jest Riker. Życiowy przegryw.

 - Stary, co Vanessa tutaj robi?! Jest po 18! - ryknął Rocky wkradając się do kuchni i zamykając za sobą drzwi.
- A myślisz, że ja wiem? No i gdzie ten kretyn Riker?
Z salonu dobiegł ich pisk. Ross wyleciał sprawdzić co się dzieje. A co się działo? Otóż zastał pewną przerażoną brunetkę stojącą na szafce pod telewizorem, trzymającą w dłoniach wyszywaną diamentami poduszkę z butem w keczupie. Niecodzienny widok? Nie w domu Lynchów.
- Coś się stało? - odparł zbity z tropu blondyn, na co Laura czerwieniąc się zeszła z szafki trąc rękaw.
- No... Znalazłam szczura pod poduszką.... I burgera przy okazji.... - mruknęła wyraźnie zmieszana, na co Ross tylko kiwnął na znak, że rozumie i ryknął na cały dom:
- ELLINGTON.
Po kilku sekundach na schodach zjawił się na wpół ubrany brunet trzymając w dłoni spodnie. Laura zaśmiała się szczerze widząc jego reakcję.
- Co tu, do jasnej Anielki, robi Stefan? I dlaczego żre burgera pod poduszką w salonie? - wycedził blondyn, co rozbawiło Laurę niemiłosiernie, lecz dzielnie wstrzymywała się od śmiechu. Brunet wydukał coś w stylu "ekhe, mhm, omh",  zabrał szczura Stefana i, gubiąc po drodze pasek ze spodni, wbiegł na górę.
- Przepraszam, tak już jest w tym domu, spróbuj się przyzwyczaić - odparł widocznie zrozpaczony Ross składając ręce w geście błagania. Laura obdarzyła go krótkim uśmiechem. Rodzina. Już dawno zapomniała jak to jest ją mieć. - Coś nie tak? - zapytał chłopak widząc niepewną minę dziewczyny. Ta tylko zamrugała chwilę i usiadła ponownie na kanapie.
- Wiesz, u nas w domu jest zupełnie inaczej. - zaczęła marszcząc nos - Moja siostra jest dość sztywna. O wszystko się mnie czepia.
- Tak to jest z młodszym rodzeństwem. Sam taki jestem. - odparł Ross posyłając dziewczynie uśmiech.
- Starszym. Ona jest starsza.
- Riker coś wspominał, że masz młodszą siostrę. A może mi się przesłyszało, nie wiem.
Laura w tym momencie spojrzała na blondyna jak na słonia w basenie.
- Jak to Riker... - mruknęła, ale w tym samym czasie oboje usłyszeli trzask drzwi i do pokoju wbiegła rozchichotana para. Kto to mógł być? Nikt inny jak Riker oraz Vanessa.
Ross i Laura spojrzeli po sobie i nic nie rozumiejąc przenieśli wzrok na niespodziewanych gości.
- Laura? - Vanessie szczęka opadła aż po piwnicę.
- Laura? - powtórzył Ross krzywiąc się.
- Riker? - zdziwiła się Laura porównując w myślach obraz zapamiętanego Rikera z tym, który przed chwilą tu zawitał.
Nagle pokój zapełnił się cichym śmiechem pewnej blondynki, która nie wiadomo skąd znalazła się w pokoju. Esther już chciała coś powiedzieć, ale zanim zdążyła to zrobić, Laura czerwona jak burak ruszyła do wyjścia, Ross blady jak ściana począł wbiegać na schody, a Riker i Vanessa stali na środku pokoju zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją.
- Nie wiem, o co chodzi... - zaczął skrzywiony Riker - ale takie sytuacje to tutaj norma. Więc proszę, rozgość się.

*


Hej kaczuszki!
Musieliście trochę czekać, ale i tak mniej niż ostatnio. Wybaczycie? Musicie, hehe.
Nie będę mówiła, kiedy będzie kolejny rozdział, bo mówić sobie mogę, a robić też.
Dlatego rozdział raczej nie pojawi się w tym miesiącu, to tak na 99%. No chyba, że Sylwii się zechce coś napisać. No nie tyle co zechce, co jak wena ją najdzie. A przy szkole to nie jest częste.:)))))))))))))))
Życzę Wam miłej majówki (w którą pewnie pojawi się rozdział, ale ja nic nie mówię) i przeżycia ostatnich dni szkoły.
/CN
PS Ktoś pisał ostatnio egzaminy? I jak Wam poszło?

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 3

- No, opowiadaj. - rzucił Ansel rozsiadając się na krześle naprzeciwko Laury. Na szybie obok ich stolika wisiał ogromny szyld z napisem Paradise. Była to ulubiona kawiarnia tej dwójki. Zawsze siadali przy tym samym stoliku, a właścicielka znała ich od dzieciaka.
- Szczerze?
- Szczerze.
- Poznałam kogoś. - uśmiechnęła się sącząc turecką herbatkę.
- Serio?
- Nie. - burknęła.
Ansel ściągnął brwi w niesmaku. Przypomniał sobie, kiedy to za malucha Laura była najbardziej uśmiechniętą i rozradowaną dziewczynką w okolicy i wzruszył ramionami w lekkim niedowierzaniu.
- Hej, jesteś tu? - brunetka pomachała mu przed nosem chusteczką.
- A ty? Jest tutaj Lola?!
- Miałeś mnie tak nie nazywać! - zdenerwowała się widząc uśmiech przyjaciela. Lolą nazywały ją babcie z sąsiedztwa, kiedy to młoda Marano nie potrafiła jeszcze dokładnie mówić i zagadywała do ludzi mówiąc: Jesem Lola. Laurę wkurzało wszystko, co związane było z dzieciństwem. A najbardziej to, że nawet wtedy Vanessa była bardziej lubiana przez sąsiadów. Weź sobie lizaczka, Vanesso. A ty, Lauro, nie powinnaś jeść słodyczy, zobacz jaka z ciebie jest kluseczka.  - Jesteś okrutny!
Kiedy Ansel wspomniał o powyższej sytuacji, Laura rzuciła na niego takie spojrzenie, że ten zaczął pokładać się ze śmiechu. Oboje nie zauważyli, że poczęła im się przyglądać pewna urodziwa blondynka.
- Niesamowicie śmieszne. - odparła Laura krzyżując ręce.
- Już, przepraszam, skarbie.
- Miałeś mnie nie nazywać skarbem! Przecież w taki sposób nigdy sobie nikogo nie znajdziesz, wszyscy pomyślą, że jesteśmy parą.
- Kiedyś byliśmy. - zarechotał.
- W wieku 5 lat. - ryknęła Laura, na co zachichotała nawet podchodząca do nich właścicielka lokalu.

*

Esther z zainteresowaniem wpatrywała się w parę przyjaciół i chciała podsłuchać czy nie mówią czegoś o Rossie. Rozpoznała brunetkę, która zderzyła się z chłopakiem pod uczelnią. Stwierdziła, że może uda jej się znaleźć idealną partnerkę dla blondyna. Usiadła jakieś dwa stoliki od nich, po złożeniu zamówienia na gorącą czekoladę i pyszny jabłecznik, zaczęła przysłuchiwać się rozmowie przyjaciół i w telefonie zapisywała ciekawostki o brunetce.
- Jak idzie pisanie kolejnych hitów, bąblu?
- Wcale nie jestem jakimś bąblem! Nie mam żadnej weny, kolejny miesiąc siedzę nad tą piosenką i nie mam pomysłów.
*lubi muzykę
- Co robisz w przyszły weekend? Może gdzieś pojedziemy? Plaża? - Ansel szturchnął przyjaciółkę w ramię.
- Oh, Ansel! Dobrze wiesz, że weekendy spędzam nad czytaniem po raz kolejny Niezgodnej.- brunetka teatralnie wywróciła oczami, jakby jej plany były oczywiste. Bo były.
*kocha Niezgodną
- A jak gra na gitarze?- chłopak zaśmiał się, ponieważ wiedział, że Lau nie lubi o tym gadać.
- Mieliśmy o tym nie rozmawiać! Dobrze wiesz, że mi nie idzie! Chcę się nauczyć, ale nie potrafię!- brunet mając dosyć krzyków dziewczyny, wepchnął jej do buzi łyżeczkę z kawałkiem sernika. Esther widząc tą sytuację dość głośno się zaśmiała, brunetka słysząc to z pełną buzią odwróciła się w jej stronę. Ansel widząc to, wiedział że coś się wydarzy, więc wyjął pieniądze na rachunek. Laura wstała i przełknęła ciasto, i podeszła do blondynki.
- Ja ciebie widziałam! Pod uczelnią! Za krzakami!
- To chyba jakaś pomyłka.- Esther delikatnie się uśmiechnęła.
- Naprawdę!
Zrezygnowany Ansel podszedł do dziewczyn i wziął pod ramię przyjaciółkę.
- Witam. Najmocniej przepraszam, za zachowanie koleżanki. Zdesperowana szuka przygód w życiu, z powodu braku chłopaka. Pewnie rozumiesz, a teraz wybacz musimy iść.- brunet puścił oczko dziewczynie, wyprowadzając brunetkę z kawiarni.
chce nauczyć się gry na gitarze
* NIE MA CHŁOPAKA 
Blondynka wiedziała, że z tą dziewczyną nie będzie nudno. Musiała wymyślić tylko plan, jak zapoznać z nią Rossa. W głowie zaczęła tworzyć, coraz to nowsze i dziwniejsze plany dla dwojga.
Uśmiechnięta wstała od stołu zostawiając nienaruszone zamówienie, zapłaciła i wyszła z budynku.

*
Laura i Ansel powolnie wracali w stronę domu brunetki. Dziewczyna tak dokuczała chłopakowi, że w pewnym momencie znalazła się w rowie. popchnięta przez bruneta. Gdy zobaczył grymas złości na twarzy Lau, szybko podbiegł do niej i pomógł jej wyjść. Wie dobrze, że dziewczyna się nie gniewa, bo ta sytuacja to rutyna. Objął ją ramieniem i szli dalej. Głośno westchnął, czym zwrócił uwagę brunetki.
- Czasami zastanawiam się, gdzie podziała się moja mała, szalona Laura.
- Ansel, mam prawie dwadzieścia jeden lat, dorosłam.
- Ale, Laura! Masz dwudziestkę na karku! To młody wiek! Zachowujesz się jak co najmniej sześćdziesięciolatka! Zrób coś w końcu!
- Przestań! Dobrze wiesz, że mam masę roboty! Studia! Szukanie pracy! Nie mam siły na debilną zabawę! Też powinieneś coś zrobić ze sobą!
- Robię! Imprezuje, poznaje nowych ludzi! Mam życie! Masz jeszcze tyle czasu, by zacząć pracę! Wyjdź czasem do ludzi! Mnie kiedyś może zabraknąć!
- Nie mów tak! Nie widzę takiej potrzeby, wystarczysz mi tylko ty! Jeżeli coś ci nie pasuje, idź!
- Wszystko gra! Tylko daje ci do zrozumienia, żebyś zaczęła czerpać radość z życia...
- Ansel! Daj spokój, dorosłam i koniec, to nie dla mnie.
- Laura, nie...
- Anesl, skończyłam dyskusję z tobą. Cześć.
Brunetka odwróciła się i szła w stronę domu. Powstrzymywała łzy, które aż pchały się, by tylko zacząć spływać po jej policzkach. Nigdy nie lubiła się kłócić z Anselem, a od pewnego czasu zdarza im się to dość często. Ona sama, bardzo żałuję że się zmieniła, nie chciała, ale coś ją do tego pchnęło. Dobrze wie, że rani tym siostrę i najlepszego przyjaciela. Ale nie chce być traktowana jak dziecko, chce w końcu się usamodzielnić. Jedna łza wyleciała z kącika oka i powoli zaczęła spływać po jej policzku, którą szybko starła. Szła ze spuszczoną głową, dopóki nie wpadła na jakąś dziewczynę. Podniosła głowę i wymusiła delikatny uśmiech.
- Wybacz, nie patrzyłam jak idę.- chciała ominąć blondynkę, lecz poczuła jej dłoń na ramieniu.- Nie za bardzo wiem, o co chodzi.
- Pewnie zaraz zauważysz, że to ja jestem tą spod uczelni i z kawiarni. Nie myśl, że cię prześladuję czy coś. Mieszkam niedaleko.
- Faktycznie, to ty. Fajnie wiedzieć.- Laura nie miała ochoty na rozmowę, więc zbywała blondynkę.
- Jestem Esther.- dziewczyna wyciągnęła do Lau rękę z szerokim uśmiechem.
- Laura.- brunetka delikatnie odwzajemniła gest blondynki i ścisnęła dłoń nowej koleżanki.
- Przejdziemy się?
- Słuchaj, Esther, muszę iść do domu, siostra ma sprawę.
- Odprowadzę cię.- blondynka zaczęła iść powolnym krokiem, a Laura ruszyła zaraz po niej.
- Nie chcę ci robić kłopotu, dotrę sama, pewnie masz dom w drugą stronę. Serio, nie trzeba.- brunetka zaczęła wymigiwać się, lecz blondynka szła dalej.
- Nie zamykaj się przede mną, Laura. Chcę cię poznać, dom mam w tą stronę co ty, więc nie panikuj.
Ruszyły w stronę domu Laury i zaczęły opowiadać coś na swój temat. Brunetka zeszła też na temat Ansela, widziała jak on na nią spojrzał, więc dlaczego go nie zareklamować. W podobnym kierunku chciała iść Esther, chciała powiedzieć kilka słów o Rossie, ale zdecydowała, że to za wcześnie. Weszły na działkę Laury, a rozmów nie było końca. Podeszły do drzwi wejściowych i uśmiechnęły się do siebie.
- Koniecznie musimy to powtórzyć.- Laura ponownie uśmiechnęła się.- Wybacz, że na początku byłam dość oschła, ciężki dzień po prostu.
- Rozumiem, nic się nie stało. Na pamiątkę naszego spotkania, zdjęcie?- Esther włączyła Snapchata i zrobiły wspólne zdjęcie, które blondynka wstawiła na My story. Przytuliły się na pożegnanie, gdy nagle drzwi się otworzyły, a one odskoczyły od siebie.
- Laura! Ile można czekać! Napisałam do ciebie...- chciała kontynuować, lecz zobaczyła blondynkę.- Czy to nie ty przyszłaś kiedyś na plan do mojego ch... kolegi?
Esther zrozumiała, że Laura nie wie, że Vanessa ma chłopaka, więc musiała kontynuować zabawę, że ona też nic nie wie.
- Tak, to ja. Esther.- wyciągnęła dłoń, którą Van uścisnęła z uśmiechem.- Zmywam się, miło było was poznać.- uśmiechnęła się i pomachała dziewczynom, wychodząc z działki Marano.

*
  Kolejny dzień. Niedzielny poranek. Znaczy, dla niektórych 13, czyli popołudnie. Laura leżąc od godziny z myślą, że jutro o tej godzinie będzie na wykładach, ma ochotę zostać w łóżku na zawsze. Mijały kolejne minuty dnia, a brunetka leżała i rozmyślała. Ma prawie dwadzieścia jeden lat, a doskwiera ją brak pracy. Po głowie chodziły jej ciągle słowa Ansela, które dały jej wiele do przemyślenia. Ciągle próbowała wmówić sobie, że on nie ma racji. Aż w końcu doszła do wniosku, że to ona się myli. Jest wściekła, za to jak go wczoraj potraktowała. Znają się tyle lat, on był zawsze jak go potrzebowała. Nawet z głupich błahostek, na przykład jak zerwał z nią chłopak, mimo że byli ze sobą tylko kilka dni, bo stwierdził, że się pośpieszył. Siedział przy niej i pilnował by nie zadręczała się tym. Tylko jak ma teraz, od tak powrócić do poprzedniej wersji siebie?
Pierwszy krok: zacząć być otwartą na nowe znajomości. 
Gdy wybiła 15, brunetka była ubrana, po śniadaniu i tylko czekała, aż ktoś ją odwiedzi. Miała nadzieję, że Ansel domyśli się, że ma przyjść. Wstydziła się do niego zadzwonić. Usłyszała dzwonek do drzwi i pędem wstała od telewizora. Otworzyła drzwi i jakie było jej zaskoczenie, gdy zastała za nimi listonosza.
- Dzień dobry, myślałam, że nie roznosi się poczty w niedzielę.- uśmiechnęła się.
- Żeby jeszcze było tak dobrze, to nie słyszałem.- zaśmiał się.- Mam paczkę dla pani Vanessy Marano. To tutaj?
- Tak, to moja siostra.- podpisała wszystko i wzięła pudełko od mężczyzny, podziękowała, życzyła miłego dnia i zamknęła drzwi. Poszła do pokoju Vanessy i odłożyła paczkę na jej łóżku. Skierowała się do siebie. Stwierdziła, że nie będzie gniła cały dzień w domu i użalała się nad sobą. Przebrała się  i poszła do łazienki. Związała włosy w kucyka, zrobiła delikatny makijaż i psiknęła się ulubionymi perfumami. Wróciła do pokoju, zgarniając małą torebkę, a do niej, telefon, portfel i klucze. Zarzuciła ją na ramię, a następnie gitarę w futerale. W przedpokoju założyła swoje czarne conversy, a na na nos okulary przeciw słoneczne. Wolnym krokiem skierowała się do parku, który był jakieś dziesięć minut od jej domu. Gdy dotarła na miejsce, usiadła na ławce pod wielkim dębem. Wyjęła gitarę z pokrowca i delikatnie zaczęła jeździć opuszkami palców po strunach, a później robiła to odważniej. Słyszała, że nic z tego nie wychodzi, lecz grała z myślą, że gdy będzie ciągnęła to dalej, jednak coś stworzy. Ze złości walnęła w instrument, gdy spostrzegła, że ktoś koło niej siedzi i się przygląda. Spojrzała w jego stronę, chłopak, blondyn, brąz oczy, słodki uśmiech. O nie?
- Tak ci się przyglądam i to cudne jak zatracasz się w muzyce, ale też trochę wiary w siebie.
- Staram się.- burknęła.
- Widzę to, ale na początku. Źle trzymasz gitarę, odwrotnie i nie ciśnij tak po strunach.- pomógł jej, a ona coraz bardziej się mieszała.- Spróbuj teraz, coś zagrać.
Lekko trzęsącymi się dłońmi, zaczęła jeździć po strunach, jakie było jej zdziwienie, że wyszedł w końcu jakiś płynny dźwięk.
- Dziękuję.- wstała jak oparzona i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu. Nie zwracała uwagi na wołanie chłopaka i na to, że zapomniała futerału.
A miałam poznawać nowych ludzi.
___________________
SIEMKA
PRZEPRASZAMY, ŻE ROZDZIAŁU NIE BYŁO! <333
Ale masa spraw na głowie :/ Mamy nadzieję, że nas nie zabijecie ;__;
Mam nadzieję, że się podoba i jest mało błędów! :D
PS PINNI PAY ODPOWIEDZIAŁAM NA TWOJE PYTANIA I DOŁĄCZYŁAM JE DO POPRZEDNICH NOMINACJI <LINKACZ>
/Sylwiaaa i Baśkaaa, kochamy was!