piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 4

Laura od godziny 4:37 siedziała na łóżku wpatrując się spuchniętymi od niewyspania oczyma w półkę z książkami. O czym myślała? Bardzo dobre pytanie. Widząc pożałowanie na jej twarzy można przypuszczać, że o swoim życiu. A dokładniej - o jego braku. Braku życia towarzyskiego. No może nie całkiem "braku", bo miała przecież siostrę, której nie interesował jej los, przyjaciółkę, która miała inne przyjaciółki i Ansela, który zaczynał irytować ją jak tykający zegar... Oni chyba się zaliczają do ludzi, tak? Więc miała życie towarzyskie, tak jakby. Choćby rozmowa ze sprzedawczynią z monopolowego, zawsze coś.
W głębi Laura coraz bardziej miała dość nienawidzenia ludzi. Jasne, byli wkurzający, 3/4 to kretyni, ale nie można mierzyć ludzi miarą innych. Może po prostu miała takiego pecha, że trafiała na samych idiotów? W końcu 1/4 jeszcze jest do przeżycia. Ale gdzie się ona podziała? Pewnie ukrywa się przed światem tak jak Laura, będąc na etapie użalania się nad sobą.
Sprawa, która nie dawała Laurze spokoju, miała na imię Esther.
Jak to jest mieć prawdziwą przyjaciółkę?
Ta rozchichotana panna ciągle chodziła Laurze po głowie. Dopiero około godziny 8 uświadomiła sobie, że tak strasznie pragnie mieć przyjaciółkę. Pewnie - Ansel to świetny kumpel, przyjaciel, brat i takie tam. Ale nie można z nim  gadać o takich dziewczyńskich sprawach... Okres? Dla niego to tylko kilka dni, kiedy Laura zachowuje się jak hiena. Esther by zrozumiała... Chyba.
Szczerze - co Laura mogła o niej tak naprawdę wiedzieć?
Ah, tak. Przecież dzisiaj wykład. Ale coś mi się nie wydaje, żeby nasza Laura się tam wybiera.


*

Esther wyspana i rozradowana widokiem krążącego po niebie słońca, uśmiechnęła się do własnego odbicia w lustrze. Była typem optymisty. Dla niej porażka oznaczała coś w stylu "jak upadnę, to podniosę dwa razy mocniejsza, na dodatek na skrzydłach". Gdyby podzieliła się tą radością z Laurą, ta pewnie skakałaby już pod chmury jak gazela.
Blondynka wrzuciła na siebie kolorowe ciuszki i - bez makijażu, bez śniadania, bez... butów? - ruszyła w stronę domu Lynchów. To była już jej tradycja. Mijała mnóstwo ludzi, którzy wyglądali, jakby zaraz mieli się popłakać. Nie rozumiała tego. Dlaczego ludzie wolą się smucić? Czy to takie trudne zdobyć się na uśmiech? A Esther uśmiech miała jak nikt inny. Nie była może wybitnie piękna, wiedziała to doskonale, tak samo jak cała reszta świata. Ale swoim nastawieniem do życia i najpiękniejszą rzeczą, jaką Bóg ją obdarował - uśmiechem - przyciągała ludzi jak magnez. Prowadziła już nawet kilka kursów antydepresyjnych dla młodych ludzi, na których zarobiła więcej, niż przeciętni ludzie przez pół roku. Cóż, potrafiła każdego wyleczyć ze smutku.
- Królowa wróciła! - krzyknęła na wstępie otwierając drzwi z kopniaka. Na kanapie zastała Rikera, który chyba się nad czymś głowił, albo po prostu lubił czytać gazetę do góry nogami. - Jak tam twoja luba?
Riker dopiero po kilku sekundach zajarzył, że blondynka mówiła do niego. Poderwał się jak na zawołanie, aż okulary spały mu z nosa.
- Bardzo dobrze - jęknął przybierając poważny wyraz twarzy. Zbyt poważny. Czas wkroczyć do akcji.
- Co się dzieje, blondi? - uśmiechnęła się delikatnie i rozczochrała chłopakowi włosy, na co ten prawie niezauważalnie uniósł kąciki ust. Coś go gnębiło i wiedziała to nawet tłusta kobieta jedząca jabłka z obrazu nad telewizorem.
- Wiesz, ona nie daje mi spokoju - westchnął - Mówi, że ma dość ukrywania, a jednak swojej siostrze o nas nie powiedziała. Ona chce, żebym wam ją przedstawił, czaisz? Co na to Ross?
- Żartujesz? Ross umrze ze szczęścia.
- Jasne, to nie taki proste.
- Prostsze niż myślisz, tygrysku. - powiedziała głaszcząc Rikera po plecach, któremu jej dobry humor zaczął się udzielać. Poklepał Esther po ramieniu i wstał widocznie próbując się pozbyć narastającego w nim smutku.
- Może i racja. - usiadł i zaczął wcinać banana. - Wiesz, spotkałem ją wczoraj.
- Kogo?
- Laurę. Oczywiście nie wiedziała, że to ja. W sensie nie wie, że mam cokolwiek z nią wspólnego, z jej siostrą lub czymkolwiek. - chrupnął - Pokazywałem jej kilka chwytów na gitarze. Kiepska z niej uczennica.
Ross wszedł niezauważalnie do kuchni przy salonie i przypadkowo, naprawdę... Jego uszy zaczęły słuchać rozmowy naszej dwójki.
- Też ją widziałam. Nawet gadałyśmy. Jest mega słodka i kochana, tylko o tym nie wie! Albo wie, ale może nie przypadłam jej do gustu i mnie zlała... Nie no, po prostu trzeba jej pokazać, że świat jest czegoś warty.
- Kiedy on wcale nie jest niczego warty. - zawołał Ross zjawiając się w pokoju. - O kim mowa?
Riker i Esther jednocześnie wywrócili oczyma i każde z nich poszło w inną stronę zostawiając Rossa samego z jego negatywną aurą.


*

- Laura, czy ty właśnie grasz w simsy? - ryknęła Vanessa siłując się z suszarką
- Tak. - burknęła tworząc zielonoskórych simów i różowowłose dzieciaki. - Masz z tym jakiś problem?
- Tylko taki, że masz 21 lat.
Laura na przemian klikała lewy przycisk myszy i zdmuchiwała z twarzy kosmyki włosów. Zignorowała uwagę siostry, choć już miała ripostę na końcu języka. Jej simowie właśnie zamieszkali w nowiutkim domu, a jeden z ich sąsiadów dostawał zawału widząc nastolatkę o niebieskiej skórze i żółtych włosach. Usłyszała trzask drzwi, co oznaczało, że panna "zamknij się, jestem starsza" opuściła swoje królestwo. Ale - co zszokowało Laurę bardziej niż śnieg w sierpniu - zostawiła telefon. Przy laptopie siostry. Specjalnie? Nie, z głupoty. To bardzo częste zjawisko w jej wykonaniu.
Nie, kultury.
Szacunku.
Każdy może mieć prywatność.
A kto czytał moje pamiętniki? 
Może Gucio?
Ile dajesz, tyle wraca.
Zamknij się i bierz to.
Pech (nie no, dla Laury szczęście) chciał, że akurat otworzona była rozmowa z kimś o mniej lub bardziej wdzięcznej nazwie "Misiek".
Misiek: Skarbie, sama nic nikomu nie mówisz...
Ja: Tak? Bo mi nie pozwoliłeś.
Misiek: I tak byś jej nie powiedziała.
Ja: Laura jest za głupia, nie zna czegoś takiego jak miłość, wyśmiała by mnie.
Misiek: Moi bracia też nie są zadowoleni... :(
Ja: Riker, błagam cię.
Misiek: No dobra. Postaram się coś z tym zrobić. Nie denerwuj się już.
Ja: (wersja robocza) JESTEM ZA GŁUPIA, TAK? A POKAZAĆ CI GDZIE TWÓJ MÓZG SPOCZYWA OD KILKU LAT? UPS, POPŁYNĄŁ JUŻ ŚCIEKAMI, PRZYKRO MI.
Laura uspokoiła się po chwili i skasowała całą wiadomość. Nie chciała się zniżać do poziomu siostry. A jakież było jej zdziwienie, gdy wchodząc w pełny profil "Miśka" znalazła zdjęcie ów blondyna, przy którym ostatnio zostawiła swój futerał na, ah, gitarę. Czym prędzej weszła na Twitter i wpisała "Riker Lynch" (w tym telefonie była nawet ilość jego włosów na głowie). Obczaiła kilka wpisów chłopaka, aż jej uwagę przykuł niejaki "Rocky Lynch" non-stop twittujący do blondyna. Laura uznała go za "ciacho" i uśmiechnęła się sama do siebie. Po chwili jednak jej twarz zaczęła robić się czerwona ze złości. Czyżby dziewczynie przypomniały się słowa siostry? Dziękując w duchu siłom wyższym, że adres kolesia też był zapisany, włożyła trampki i ruszyła do drzwi ku przygodzie.
Pomińmy fakt, że po dwóch sekundach zdała sobie sprawę, że jest idiotką i wróciła na miejsce. I nawet postanowiła się zrehabilitować i po godzinie leżenia wybrała się na wykłady. Co zrobiła jako pierwsze przekraczając próg uniwersytetu? Zderzyła się z niejakim blondynem, którego chyba już tu kiedyś widziała i możliwe, że w sumie teraz zderzyła się z nim ponownie, ale kto by myślał o takich sprawach.

*

Ross wieczorem wrócił do domu cały poddenerwowany. Jego uczennice trochę za bardzo się do niego przystawiały, no i znowu jakaś łajza na niego wpadła, którą chyba już tam kiedyś widział i możliwe, że w sumie teraz zderzył się z nią ponownie, ale kto by myślał o takich sprawach.
Dwa razy przywalił głową w półkę i dopiero za trzecim zorientował się, że przyczepiona jest do niej karteczka.
Ross? Pewnie ty to czytasz, bo reszta nie zainteresowała by się nawet słoniem w klozecie. A więc, słuchaj - będziemy dzisiaj mieć bardzo, bardzo ważnego gościa i musisz przejąć kontrolę nad domem. Ogarnij Rocky'ego, bo pewnie ogląda z Rylandem Alladyna czy coś w tym stylu, zawołaj Ella i Ryd, bo pewnie się migdalą w pokoju i błagam - posprzątajcie to wariatkowo. Osoba, która dzisiaj tu zawita jest ważniejsza niż prezydent. Liczę na ciebie. Twój najukochańszy, najprzystojniejszy i najmądrzejszy braciszek.
Czyżby Riker postanowił przedstawić rodzince swoją dziewczynę? Na pewno. Ross uśmiechnął się tak szeroko, że zmrużył oczy jak chińczyk, a po jego gałkach ocznych nie było śladu. Rozpoczął przygotowania  w samotności i czym prędzej ruszył na górę, by przebrać się w coś elegantszego.
No, Ross. To twój wieczór.

*

- TU JEST MÓJ TELEFON! - ryknęła Vanessa wparowując do domu. - Mam nadzieję, że nic nie grzebałaś, hę?
- A tu był jakiś telefoooon? - mruknęła Laura zwalając z ramienia torbę i wyciągając notatki z wykładu o fazach depresji.
Vanessa podejrzanie zbyt szybko zakończyła tę rozmowę. Laura odwróciła się i zobaczyła, jak jej siostra szczerzy się do telefonu. Szybko ukryła uśmiech po szalikiem.
- Właśnie się dowiedziałam, że muszę jechać do pracy. Wrócę późno. - zawołała zbyt entuzjastycznie i ponownie wybiegła z domu - jakżeby inaczej - zapominając telefonu. Laura dorwała się do niego i zdążyła przeczytać początek wiadomości od "Misiek", w której chłopak zapraszał ją na kolację na 20. Była 17:30. A może by tak... Nie, nie może przecież tak po prostu poleźć i zapytać o Rikera. A może może? Drzwi nagle się otworzyły, a Laura schowała się pod stołem szybko zostawiając telefon.
- Co robisz pod stołem? - skrzywiła się Vanessa chwytając telefon, po czym znów znikła za drzwiami.
Brunetka złapała torebkę pod pachę.
No, Laura, to twój wieczór.

*

 Młoda panna Marano pod wyznaczony adres dotarła po latach tułaczki. Po drodze myślała, co ma powiedzieć Rikerowi. Że pomyliła adresy, chociaż mieszka 10 kilometrów stąd? Przecież on musi znać ją doskonale - genialnie, świetnie - z opowieści Vanessy. A co ona o nim wie? No, teraz już większość po przejrzeniu telefonu siostry. Ale jedna sprawa nie dawała Laurze spokoju: przecież Riker wiedział, że to Laura siedziała pod drzewem i - zamiast ją wtajemniczyć - nic nie zrobił. Dobra, nauczył ją 1/4 jednego z chwytów. Ale to wszystko. Stanęło na tym, że po prostu powie prawdę. Cóż, czasem trzeba podejść do sprawy na poważnie.
Z trzęsącymi rękami podeszła do drzwi i chwyciła klamkę. Trwała tak przez dłuższą chwilę, po czym trochę zbyt mocno zapukała do drzwi. Po kilku sekundach drzwi uchylił pewien chłopak. Spojrzała na niego z ukosa przypominając sobie obraz Rikera, ale blond czupryna upewniła ją w przekonaniu, że to on.
- Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? - zaczął niepewnie lustrując Laurę wzrokiem.
- Daj spokój. Nie zgrywaj głupka. Znam ciebie, a ty mnie, koniec tajemnic. - rzuciła i przecisnęła się do środka. - Musimy pogadać. Zrób mi herbatkę, jak możesz. Zapowiada się długa rozmowa.
Blondyn skierował się do kuchni kalkulując wszystko w głowie. Po chwili jednak doznał olśnienia i aż zaksztusił się resztkami kawy z kubka. Brązowe włosy. Brązowe oczy. Szczupła. Identiko jak z opisu Esther. Na dodatek Riker się gdzieś podział, a on jeszcze nie skończył sprzątać.
Dlaczego Vanessa tak szybko się tu zjawiła?!

 Laura nerwowo kręciła się na fotelu przyglądając się zdjęciom na ścianie. Małe bobaski kąpiące się w wannie. Grupka dzieciaków zjadających trawę. Nagle do pokoju wszedł pewien brunet, na widok którego Laurze zrobiło się cieplej na serduchu. Chłopak spojrzał na nią z ukosa po czym szczęka opadła mu na ziemię.
- Ah, to ty jesteś...
- Tak - uśmiechnęła się nieśmiało Laura. Mimo wszystko gotowało się w niej jak nigdy. Cała rodzina Lynchów o nie wie, a ona do dzisiaj nie miała pojęcia kim jest Riker. Życiowy przegryw.

 - Stary, co Vanessa tutaj robi?! Jest po 18! - ryknął Rocky wkradając się do kuchni i zamykając za sobą drzwi.
- A myślisz, że ja wiem? No i gdzie ten kretyn Riker?
Z salonu dobiegł ich pisk. Ross wyleciał sprawdzić co się dzieje. A co się działo? Otóż zastał pewną przerażoną brunetkę stojącą na szafce pod telewizorem, trzymającą w dłoniach wyszywaną diamentami poduszkę z butem w keczupie. Niecodzienny widok? Nie w domu Lynchów.
- Coś się stało? - odparł zbity z tropu blondyn, na co Laura czerwieniąc się zeszła z szafki trąc rękaw.
- No... Znalazłam szczura pod poduszką.... I burgera przy okazji.... - mruknęła wyraźnie zmieszana, na co Ross tylko kiwnął na znak, że rozumie i ryknął na cały dom:
- ELLINGTON.
Po kilku sekundach na schodach zjawił się na wpół ubrany brunet trzymając w dłoni spodnie. Laura zaśmiała się szczerze widząc jego reakcję.
- Co tu, do jasnej Anielki, robi Stefan? I dlaczego żre burgera pod poduszką w salonie? - wycedził blondyn, co rozbawiło Laurę niemiłosiernie, lecz dzielnie wstrzymywała się od śmiechu. Brunet wydukał coś w stylu "ekhe, mhm, omh",  zabrał szczura Stefana i, gubiąc po drodze pasek ze spodni, wbiegł na górę.
- Przepraszam, tak już jest w tym domu, spróbuj się przyzwyczaić - odparł widocznie zrozpaczony Ross składając ręce w geście błagania. Laura obdarzyła go krótkim uśmiechem. Rodzina. Już dawno zapomniała jak to jest ją mieć. - Coś nie tak? - zapytał chłopak widząc niepewną minę dziewczyny. Ta tylko zamrugała chwilę i usiadła ponownie na kanapie.
- Wiesz, u nas w domu jest zupełnie inaczej. - zaczęła marszcząc nos - Moja siostra jest dość sztywna. O wszystko się mnie czepia.
- Tak to jest z młodszym rodzeństwem. Sam taki jestem. - odparł Ross posyłając dziewczynie uśmiech.
- Starszym. Ona jest starsza.
- Riker coś wspominał, że masz młodszą siostrę. A może mi się przesłyszało, nie wiem.
Laura w tym momencie spojrzała na blondyna jak na słonia w basenie.
- Jak to Riker... - mruknęła, ale w tym samym czasie oboje usłyszeli trzask drzwi i do pokoju wbiegła rozchichotana para. Kto to mógł być? Nikt inny jak Riker oraz Vanessa.
Ross i Laura spojrzeli po sobie i nic nie rozumiejąc przenieśli wzrok na niespodziewanych gości.
- Laura? - Vanessie szczęka opadła aż po piwnicę.
- Laura? - powtórzył Ross krzywiąc się.
- Riker? - zdziwiła się Laura porównując w myślach obraz zapamiętanego Rikera z tym, który przed chwilą tu zawitał.
Nagle pokój zapełnił się cichym śmiechem pewnej blondynki, która nie wiadomo skąd znalazła się w pokoju. Esther już chciała coś powiedzieć, ale zanim zdążyła to zrobić, Laura czerwona jak burak ruszyła do wyjścia, Ross blady jak ściana począł wbiegać na schody, a Riker i Vanessa stali na środku pokoju zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją.
- Nie wiem, o co chodzi... - zaczął skrzywiony Riker - ale takie sytuacje to tutaj norma. Więc proszę, rozgość się.

*


Hej kaczuszki!
Musieliście trochę czekać, ale i tak mniej niż ostatnio. Wybaczycie? Musicie, hehe.
Nie będę mówiła, kiedy będzie kolejny rozdział, bo mówić sobie mogę, a robić też.
Dlatego rozdział raczej nie pojawi się w tym miesiącu, to tak na 99%. No chyba, że Sylwii się zechce coś napisać. No nie tyle co zechce, co jak wena ją najdzie. A przy szkole to nie jest częste.:)))))))))))))))
Życzę Wam miłej majówki (w którą pewnie pojawi się rozdział, ale ja nic nie mówię) i przeżycia ostatnich dni szkoły.
/CN
PS Ktoś pisał ostatnio egzaminy? I jak Wam poszło?

4 komentarze:

  1. Hejka!
    Nie przypominaj mi o szkolę. Cały czas się uczę i nie mam na nic czasu :(
    Egzaminów nie pisałam. Piszę za 2 lata.
    Rozdział super. Bardzo długi i fajny.
    Czekam na kolejny.
    Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział!
    Ale zamieszanie się zrobiło. :) Tak myślałam, że to Ross otworzył drzwi Laurze. Jednak szkoda, że to nie on uczył ją grać na gitarze.
    Czekam na next. :*
    Ps. Ja pisałam egzaminy. Nie poszło mi dobrze z angielskiego i matmy. No trudno. :( Teraz trzeba czekać na wyniki do czerwca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooo jaki mega! Zakochałam się! Czekam z niecierpliwością na kolejny!

    OdpowiedzUsuń