czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 8

Od kilku długich minut szorowała palce od stóp, gdyż pod paznokcie dostała się jej marmolada. Burcząc cicho pod nosem, co chwilę zerkała na zegarek. Umówiła się z Rydel na 11, z była 10:48. Chyba na przyszłość zamontuję sobie motorek.
Dom wypełniło głośne pukanie - nie, walenie - do drzwi. Laura zadrżała ze strachu i zbyt mocno pociągnęła pumeksem po stopie. Po palcach zaczęła spływać jej krew. Jednak marmolady całkowicie się pozbyła. Zbiegła po schodach z ręcznikiem owiniętym wokół stopy i rzuciła się w kierunku drzwi. Nim zdążyła się zatrzymać, wpadła na osobę uchylającą drzwi.
- Nie ma jak wielkie przywitanie! - zawołała Rydel ściskając Laurę. Blondynka najwyraźniej źle odebrała reakcję dziewczyny, za co ta była jej dozgonnie wdzięczna. - Hej, ty jeszcze w piżamie?
Laura zarzuciła mokre włosy za ramię i już chciała zacząć przepraszać, gdy jej przygotowane wypociny wyprzedził radosny okrzyk blondynki:
- W KOŃCU MAM OKAZJĘ PRZEPROWADZIĆ NA KIMŚ METAMORFOZĘ!
- Nie ma mowy! - wrzasnęła Laura po dobrych kilku sekundach otrząsając się z szoku. - Nie będę króliczkiem doświadczalnym.
- Otóż będziesz i nie masz tu nic do gadania.
- Nie zmusisz mnie. Umowa była na spacerek, a nie pokaz Victoria's Secret.
Rydel nabuczyła się i skrzyżowała ręce na piersi. Laura wywróciła oczyma i westchnęła głęboko, okazując dezaprobatę.
- Masz pięć minut. - Na twarzy Rydel zagościł tak szeroki uśmiech, że nie sposób było go zignorować. Laura uśmiechnęła się delikatnie i zaprowadziła dziewczynę do łazienki.

*

- Gdzie jest ta zapiekanka, co ją wczoraj robiłaś?
- Oh, nie wiem.
- Laura? Wybacz, chyba pomyliłem numery, chciałem pogadać z Dells.
- O tak, proszę pogadaj z nią i powiedz, żeby odczepiła się od moich włosów.
Ross zachichotał cicho.
- Metamorfoza w stylu panny Lynch? - Zgadł.
- W pełnym tego słowa znaczeniu.
Do uszu chłopaka doszło głośne trajkotanie siostry, która najwyraźniej wcale nie przejmowała się tym, że Laura jej nie słucha.
- Może wpadniesz do nas? Co prawda nie mamy tu żadnej zapiekanki, ale znajdzie się coś sprzed miesiąca. - jęknęła dziewczyna, najwyraźniej zdegustowana całym zamieszaniem wokół jej osoby ze strony blondynki.
- Brzmi fantastycznie. Ale przyznaj, że chcesz mnie tam tylko dlatego, żebym ocalił cię przed Rydel.
- Trafiłeś w samo sedno.
Ross rozłączył się i zbiegł po schodach do kuchni. Zastał tam zrozpaczonego Ellingtona.
- Coś się stało? - zaczął. Ell zlustrował go wzrokiem, a jego oczy zaszły łzami. - No co ty, stary, ty płaczesz?
Chłopak wykrzywił usta w podkówkę i podał blondynowi laptopa. Na ekranie widniała strona portalu randkowego, a na samym środku znajdowało się zdjęcie Rydel.
- Ja już jej nie wystarczam?!
Ross miał ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymał się widząc, że jego przyjaciel naprawdę przejął się całą sprawą.
- To przecież nie ona założyła to konto. Nie jest aż taka głupia. - pocieszył bruneta. Ten jednak nie dał się przekonać.
- To ciekawe, bo kto oprócz niej wie, jaki nosi numer stanika
- A ty wiesz? - Ross uniół brew.
- Nie! Nikt nie wie! A on tu jest wpisany.
Blondyn wzniósł oczy ku niebu i starał się zachować cierpliwość. Oparł dłonie o blat i przeszył przyjaciela wzrokiem.
- W takim razie ten rozmiar może być zmyślony. Poza tym Delly nie lubi żelków ani pianek. - Ross wczytał się w tekst. - Ale... ale znam kogoś, kto lubi.
Rozbawiony blondyn obserwował, jak twarz bruneta przyjmuje wszystkie możliwe barwy, od żółtego po granatowy, kończąc na czerwonym. Z jego ust wydobyło się ciche Rocky i już go nie było.

*

Laura trzęsącymi się dłońmi odłożyła telefon na biurko. Zaprosiła Rossa w zasadzie dlatego, żeby jej siostra się ucieszyła. Choć, nie można się było oszukiwać, potrzebowała superbohatera, który uratowałby ją przed mękami Rydel. Mimo że Laurze przyjemnie było oglądać spełniającą się blondynkę, miała dość ciągnięcia za włosy i kruszącego się tuszu do rzęs.
Ross pojawił się po pół godzinie. Dziewczyna pierwszy raz od dłuższego ucieszyła się na jego widok.
- Przyjechała pomoc! - krzyknął w drzwiach łazienki.
- Rychło w czas. - prychnęła niezadowolona. - Rydel zastosowała na mnie już większość swoich tortur.
Blondynka dała Laurze kuksańca, a ta odwdzięczyła się tym samym. Ross przysiadł na wannie przyglądając się poczynaniom siostry..
- Ale nie powiem, te tortury wyszły ci na dobre. - Wzruszył ramionami.
- Piękne dzięki. - Laura posłała mu mordercze spojrzenie. - Mam rozumieć, że w takim razie nie obędę się bez ton makijażu, żeby wyglądać jak człowiek?
- Coś w ten deseń.
- Dzięki.
- Powtarzasz się.
Rydel uśmiechnęła się od ucha do ucha widząc efekt końcowy. Laura spojrzała na swoje odbicie pod każdym kątem i nadal nie wiedziała, skąd w blondynce tyle entuzjazmu. Wyglądała prawie jak zwykle. Jedyną różnicą było to, że jej oczy powiększyły się dwukrotnie.
- No i wyglądam jak kosmita - uśmiechnęła się Laura, a Rydel i Ross jęknęli w tym samym momencie.
- Wyglądałaś - Ross zaakcentował ostatnią sylabę uśmiechając się zawadiacko.
- Możesz przestać mnie krytykować? Sam nie wyglądasz jak Apollo - stwierdziła brunetka i zerwała się ze stołka. Zbiegła po schodach i dopadła soku. Wypiła dwulitrowy karton za jednym zamachem. Odetchnęła z ulgą.
Na kuchence leżała karteczka. Dziewczyna chwyciła ją i zaczęła czytać:
Hej, błagam, nie zabij mnie. Zaprosiłam do nas na wieczór Lynchów, a nie ma nic w lodówce, no i trzeba coś przygotować. Mam awaryjne spotkanie w pracy, gdyż koleżanka zaszła w ciążę i musimy nagrać jak najwięcej, zanim brzuszek stanie się widoczny. Była byś tak miła i ugotowała co nie co? Kocham, Vanessa.
- No super - westchnęła Laura, a w tym momencie w kuchni zjawił się niejaki blondyn. Ignorując obecność dziewczyny, złapał za karteczkę.
- O, jak mi przykro - powiedział ze smutkiem, ale w kącikach jego ust majaczył uśmiech. - Chyba nici z wypadu na miasto.
- Chyba tak - jęknęła Laura. Zajrzała do lodówki - Vanessa nie kłamała, była CAŁKIEM pusta. No dobra, na jednej półeczce leżała mała cebula. To wszystko.
- Spoko, zrobisz zupę cebulową - Ross wyszczerzył zęby w uśmiechu. Rydel pojawiła się zaraz potem i również dorwała się do karteczki. Czy w tym domu jest choć trochę prywatności?! 
- Przykro mi, ale ja ci nie pomogę - zasmuciła się Dells - Ell wysłał mi wiadomość z prośbą o pilne spotkanie. Wyślę ci SMSem przepisy jak chcesz. - Poklepała brunetkę po ramieniu i wybiegła z domu nie czekając na odpowiedź.
Laura zajrzała do szafki. Ich zapas żywności składał się z płatków śniadaniowych, dwóch kromek chleba i popcornu. No i cebuli.
- Ej, czekaj, kolego - zawołała Laura widząc Rossa kierującego się w stronę wyjścia. - Nie tak szybko! Ty chyba nie masz nic do roboty? A więc od teraz właśnie masz.
Zatrzymała chłopaka w ostatniej chwili, a ten spojrzał na nią blado.
- No co? - skrzywiła się. - Ja nie gryzę. Teraz to właściwie nie mam już czego. - zaśmiała się pokazując na lodówkę.
- Jeny, Lau. W życiu nie słyszałem tak suchego żartu. - Pokręcił głową, a Laura zarumieniła się odrobinę.
- Ale pomóc mi możesz. Sorry, musisz.
- Nie, nie muszę. I nie chcę. Słuchaj, gotując makaron potrafię spalić garnek. Co dopiero mówiąc o cebulowej.
- Nie będzie żadnej cebulowej! - wrzasnęła Laura wznosząc ręce ku niebu. - Leć kupić coś na sałatkę grecką, jarzynową i co tam ci jeszcze przyjdzie do głowy. No już - Wypchnęła blondyna z domu i pobiegła do kuchni z prędkością światła.
- Zapowiada się ciekawie - powiedziała do siebie i uśmiechnęła się gorzko.

*

Riker siedział na kanapie i udawał, że czyta gazetę. Tak naprawdę ciągle myślał o Vanessie. Cholera, gdyby ona wiedziała, jak strasznie mi na niej zależy. Cały dzień krzątał się po domu i nie mógł sobie znaleźć zajęcia. Od jakiegoś czasu zachowywał się jak jakiś Romeo i czuł się z tym jak rąbnięty frajer. Postanowił zadzwonić do Rossa, żeby przestać w końcu myśleć o skomplikowanych, życiowych sprawach.
- Ross?
- Obecny.
- Czy ty jesteś w sklepie? - zdziwił się Riker słysząc cichy gwar i stłumione hałasy.
- Laura mnie zmusiła - powiedział z żałością, a Riker uśmiechnął się łobuzersko.
- Laura?
- No przecież mówię. Słuchaj, co jest potrzebne do sałatki greckiej?
- Oliwki na przykład, a co?
- Przecież Laura nie lubi oliwek - Riker usłyszał, że Ross się skrzywił. - Nigdy nie zrozumiem kobiet.
- Ross, o co chodzi?
- Jestem zajęty, oddzwonię.
Riker przez kilka sekund wpatrywał się w telefon. Ross w sklepie? To przekracza ludzkie pojęcie. Po co mu sałatka grecka? Blondyn zignorował setki zasuwających się pytań i wybrał numer do Rocky'ego.
- Stary, idziemy do kina?
- Nie mogę, Ell przykuł mnie do krzesła i nie pozwala wstać.
Chłopak złapał się za głowę i warcząc pod nosem zadzwonił do Rydel.
- Nie, nie dam rady. Wrócę późno. - Usłyszał i westchnął. Spróbował dodzwonić się do Ether, ale włączała się poczta głosowa.
No cóż, chyba zostałem tylko ja i moje myśli. Walnął się z powrotem na kanapę i zaczął liczyć odgłosy poruszających się wskazówek zegara.

*

- Jaka niespodzianka - zaśmiała się Esther spostrzegając Ansela za ladą w restauracji. Ubrany był w śmieszny firmowy kostium, a na głowie miał brzydką czapeczkę, przywołującą na myśl łódeczkę.
- Esther? Co ty tu... - Nie dokończył, bo blondynka mu przerwała.
- Co polecasz? - Zerknęła na menu niezbyt zainteresowana i od razu przeniosła wzrok na chłopaka. W jej oczach zatańczyły radosne ogniki. Chłopak zauważył je i również się uśmiechnął.
- Bruschettę z ricottą i truskawkami. - powiedział obserwując dziewczynę, która z chwili na chwilę wydawała się być coraz radośniejsza. Nie musiał się długo zastanawiać, żeby zgadnąć, że to z jego powodu. 
- W takim razie poproszę.
Po kilku minutach zaniósł jej do stolika zamówienie i przysiadł się na chwilę.
- Nie widziałem cię tu nigdy. - Uniósł brwi.
- Laura poleciła mi to miejsce. Mówiła, że obsługa jest tutaj wyjątkowa. - zaśmiała się melodyjnie, a Ansel wciąż nie spuszczał z niej wzroku. - No i jest.
Chłopak wrócił za ladę, a blondynka jadła jakiś czas w milczeniu, zachwycając się wybornym smakiem. Kiedy zostało jej ostatnie kilka kęsów zauważyła, że ktoś od dłuższego czasu się jej przygląda.
- Mam coś na nosie? - zawołała do Ansela, a ten przywołał ją do siebie gestem.
- Masz - odparł i starł jej z nosa kawałek pestkę truskawki. - Ale nie o to chodzi.
- A o co? - Zaintrygowana przechyliła głowę jak dziecko, co rozbawiło chłopaka.
- Słuchaj, za pół godziny kończę zmianę. Trzymaj to - Podał jej koktajl - i poczekaj na mnie.
Speszona spojrzała niepewnie na Ansela.
- Zabieram cię do kina - wybuchnął śmiechem - A myślałaś, że co? Że chcę cię zjeść?

***

Tyle ode mnie. Mam nadzieję, że rozdział nie jest najgorszy. Dajcie znać, że żyjecie.
/Carmen


2 komentarze:

  1. Cudowny rozdział!
    No trochę się zadziało. Jestem ciekawa, co się stanie dalej.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń